piątek, 31 sierpnia 2018

Od Lizawiety DO Michaela

 Wyszłam poza teren lotniska i wraz z telefonem i włączoną w nim nawigacją udałam się wzdłuż głównej ulicy. Chmurzyło się i wiał lodowaty wiatr, więc chodnik był pusty, a jedyne dźwięki wydawały przejeżdżające samochody i moja walizka. Jej stukot donośnie ogłaszał otoczeniu, że oto jestem, Lizawieta Peverell przybyła do miasta. W oddali zamajaczyły mi jakieś postaci, a zza rogu wyszło kilku innych ludzi. Wraz z nimi pojawił się również deszcz spadający z nieba. Przyspieszyłam, bo pod płaszcz wpadały mi duże, zimne krople. Nawigacja prowadziła mnie poboczem wzdłuż ruchliwej ulicy, więc stanęłam przy przejściu dla pieszych i dotknęłam dłonią żółtego pudełka przyspieszającego zmianę świateł. Niestety nic takiego się nie stało i stojąc na tej ulewie, owinęłam się szczelnie płaszczem. Moje włosy były już przemoczone i oklapły, przyklejając się do całej buzi. Nagle deszcz przestał na mnie padać, więc spojrzałam zaskoczona w górę, gdzie zauważyłam parasol w kolorowe... tak, w kolorowe żółwie i uśmiechniętą twarz blondwłosego chłopaka.
 – Nie ma za co – uprzedził mnie i zapytał uprzejmie. – Gdzie idziesz?
 – Do akademika Green Hills – odrzekłam, zaplatając zmarznięte ręce pod biustem.
 – Znaj me dobre serce, pójdę z tobą. – powiedział, a widząc moje uniesione brwi, dodał. – To znaczy i tak tam wracam.
     Światła zmieniły się na zielone, więc ramię w ramię przeszliśmy przez jezdnię. Pokonaliśmy jeszcze fragment drogi, po czym chłopak gwałtownie wystawił do mnie dłoń, przy okazji odsuwając się lekko i strzepując na mnie wodę z całego parasola. Zaklnęłam głośno, gdy poczułam, jak spływa mi aż na plecy.
 – Przepraszam! – krzyknął i wolną ręką pogłaskał mnie po głowie, ulizując mi włosy jeszcze bardziej.
    Cofnął dłoń, gdy tylko zobaczył mój wzrok.
 – Jeśli chciałeś się przedstawić, mogłeś to zrobić bez chlapania mnie. – przysunęłam się do niego, chroniąc się przed deszczem. – Mam na imię Lizawieta.
    By złapać kontakt wzrokowy musiałam podnieść głowę, gdyż chłopak należał do wysokich ludzi. Mnie los niestety nie obdarzył czymś więcej niż niecałym metrem sześćdziesiąt. Tymczasem blondyn patrzył w kamienicę niedaleko przejścia dla pieszych, gdyż nie pokonaliśmy zbyt dużo drogi i nagle zwrócił się do mnie:
 – Dlaczego nie pojechałaś autobusem?

Michael? :3

Nowi uczniowie!



czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Toriel

Siedziałam właśnie w swoim domu. Na moich kolanach leżała moja kotka Haylee i spokojnie spała, a ja właśnie przed swoim laptopem myślałam nad ciągiem dalszym historii w mojej książce. Cóż pocznie teraz biedna Maeve, będąc zamknięta w lochach potężnej bestii Rotpara, który miał wobec niej okropne zamiary. Jaszczurolud chciał, aby ta stworzyła z nim nową, nieśmiertelną rasę, ale... różowowłosa bohaterka nie chciała. Bała się tego, co on może zrobić, musiała przecież uciec z tego miejsca. Teraz właśnie była w trakcie ucieczki. Myślałam więc, co mogę zrobić, aby ta książka była jeszcze ciekawsza. Poprawiłam okulary na nosku, bo miałam lekką wadę widzenia z bliska. Uważnie wertowałam cały rozdział jaki teraz napisałam i główkowałam, co mogę jeszcze dodać. Co by sprawiło, aby książka była jeszcze ciekawsza, aby miała miłe zwroty akcji... Pogładziłam łepek białej kotki, która głośniej zamruczała pod wpływem mojego dotyku. Widać było, że podobało się jej na moich kolanach i że nikt nie przeszkadzał jej w spaniu. Westchnęłam ciężko i poprawiłam swój niechlujny kok. Która to godzina? Już późno. Wzięłam ostrożnie kotka na ręce, a ta przeciągnęła się i wtuliła w moją szyję. Uśmiechnęłam się na to i powoli położyłam się na łóżku. Podrapałam delikatnie się po głowie, nieco zdezorientowana. Chyba za długo wpatrywałam się w ekran komputera, który stał teraz w stanie uśpienia z zapisanym już plikiem. Westchnęłam, gładząc kotkę po głowie, po czym zdjęłam swoje okulary i odpłynęłam w krainę snu.
Z samego rana obudziłam się ze świadomością, że jest piątek. Leniwie popatrzyłam na zegarek, a potem zwlokłam się z łóżka i ruszyłam do łazienki na poranną toaletę. Kiedy to co powinnam zrobić już było w stanie ukończonym, wyruszyłam spokojnie na wybór dzisiejszego ubioru. I co postanowiłam nałożyć? Mój ulubiony ścięty top w kolorze bieli. Na niego narzuciłam czarną bejsbolówkę, a na nóżki ubrałam kusą, ciemną spódnicę oraz ukochane podkolanóweczki pasujące do reszty. Na stopy nałożyłam ulubione, kryte, czarne buty na obcasie. Kiedy byłam już gotowa z ubrania, na głowę nałożyłam białą opaskę z czerwonymi rogami, poprawiłam oczy czerwonym eyelinerem oraz zwykłym tuszem do rzęs i ruszyłam do szkoły z plecakiem na swoich ramionach. Przymknęłam oczy i zmęczona nieco po całonocnej prawie pisaninie książki wsiadłam na swój ukochany motor. Założyłam kask i pojechałam do słynnego budynku edukacyjnego.
Po lekcjach opuściłam teren szkoły i już dawno odwiedziłam dom. Przebrałam się w czerwoną, kusą sukienkę z dużym dekoltem. Na nogach miałam cieliste zakolanówki, a na nogach czarne, wysokie buty na obcasie. Wysmarowałam swoje pełne, malinowe usta czerwoną szminką, a włosy pozostawiłam w stanie normalnym, czyli zwykłej, prostej fryzurze. Do podręcznej torebeczki włożyłam pieniądze, gumkę do włosów oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Teraz wchodziłam do klubu, chciałam się zabawić, w końcu mamy piątek! Radośnie wleciałam do pomieszczenia z parkietem do tańczenia, ale zanim to, zasiadłam przy barze, aby walnąć sobie shota oraz małego drinka. Musiałam przecież się rozkręcić. Kto wie, kogo mogę dzisiaj spotkać...

<Ktuś, cuś?>

Nowa uczennica!


Od Aksela CD Lucie

Przyglądałem się dziewczynie, pomagając jej złapać stały grunt pod stopami. Ładniutka, naprawdę. I do tego francuska dama, tego byłem prawie pewny. Widać i słychać. No i jeszcze ten pies. Wszystko aż krzyczało "Żabie udka na śniadanie!"
Jej pupilek najpierw obserwował mnie równie uważnie jak ja jego panią, a potem mnie obszczekał. Hah, uroczy. Mała bestyjka
Zauważyłem, że dziewczyna mocniej ścisnęła smycz psa. Hmm, czyżby się lekko podenerwowała? Mam nadzieję, że to przeze mnie~
- Nie ugryzie, spokojnie. - zapewniła mnie. Uśmiechnąłem się.
- Nie boję się psów. A te urocze stworzonka do agresywnych i niebezpiecznych raczej nie należą. - przykucnąłem, by pogłaskać psa. Uparcie obwąchiwał moją dłoń. Starłem mu śnieg z pyska. - Jak się nazywa? - znów podniosłem na nią wzrok.
- Pomme. - odpowiedziała. Ciekawiło mnie, czy patrzyła na mnie, czy jednak na psa.. Ciężko było to stwierdzić.
- Pomme, hmm... Chyba Pomme de Terre. Pasuje idealnie. - zaśmiałem się cicho i znów wyprostowałem.
Dziewczyna wydęła wargi. Ten pies to chyba jej maluszek... Widać też po kubraczku.
Pies był cały przemoczony od śniegu. A gdy spojrzałem na dziewczynę, zrozumiałem, że ona była równie mokra, jak nie bardziej. Biedactwo. Chyba nie była do końca przygotowana do tej pogody.
- Cała przemokłaś... Na pewno marzniesz. Co powiesz na kawę? Albo herbatę? Powinnaś się jak najszybciej ogrzać, bo jeszcze złapiesz jakiegoś bakcyla. - uśmiechnąłem się do niej zachęcająco. Nie wyglądała na przekonaną... Rozsądna dziewczyna.
- Obiecuje, nie mam żadnych złych zamiarów! Po prostu chcę pomóc małemu, słodkiemu pieskowi... A jako że jego właścicielką jest taka urocza dama w potrzebie, to bardzo chętnie się zapoznam. Mało znam tu ludzi~ - uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Oh, zapomniałem. Nazywam się Aksel. Więc? Dasz się namówić?

< Śliczna? :3 >

Od Daevy CD Nory/Czeslava

- Oh, ale przyznaj, że lubisz tam przychodzic... Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś przychodził tam tak cżesto w tak krótkim czasie jak ty! Mogłabym nawet załatwić ci kartę zniżkową! - huhuh, co za towarzystwo.... Nigdy bym nie pomyślała... - No i czemu miałoby to być miejsce nieodpowiednie? Mamy pokoje prywatne, z karaoke, konsolami... Załatwię też jedzenie. Będzie fajnie, zobaczycie! - ignorowałam ich z lekka zdziwione spojrzenia. Wszyscy patrzyli, jakbym gadała w innym języku... No cóż, trudno. Nikt się przecież nie odezwał~
- No to postanowione~! - klasnęłam w dłonie. - Ja się wszystkim zajmę! Misiek, napiszę ci potem o której się spotkamy, przekażesz im! Ja lecę! - nakręciłam się jak zabawka na kluczyk. Sprężystym krokiem ruszyła, do drzwi, zabierając jedynie potrzebne rzeczy a reszte, jak zwykle, zostawiając tutaj.

Nie skupiałam sie dzisiaj zbytnio na lekcjach. Obmyślałam i zapisywałam wszystko, co było nam potrzebne na nasze małe spotkanie. Gdy tylko miałam wolną chwilę zadzwoniłam do szefa, prosząc go, by wszystko przygotował. Nie było problemu...

Po lekcjach szybko ruszyłam do klubu, by wyrobić jeszcze swoją zmianę. Byłam w wyjątkowo dobrym humorze. Już dawno nie dostałam tylu napiwków....
Skończyłam zaledwie pięć minut przed ustalonym terminem. Szybko poleciałam pod prysznic, lecz jeszcze gdy stałam pod strumieniami wody jedna ze współpracownic zajrzała do łazienki by przekazać mi, że moi "specjalni goście" już dotarli.... No świetnie!
Zdążyłam jedynie podsuszyć włosy i już biegłam do nich, starając się jakoś ogarnąć.
Tak jak rano wbiegłam do pokoju, ale tym razem odsuwane drzwi otworzyły się jeszcze zanim ich dotknęłam. Wobec tego nie zdążyłam wyhamować... Wpadając na Miśka.
Z rozpędu. A może i byłam sporo od niego mniejsza, ale właśnie ten pęd zrobił swoje.
Tuż za drzwiami był mały schodek, i po raz pierwszy się cieszyłam, że te pokoje mają baaaardzo miękką, piankową podłogę. Zazwyczaj wkurzałam się, bo obcasy sie zapadały, ale teraz, biorąc pod uwagę to, że Misiek leciał na plecy, a ja na niego... No i tak trochę wyżej poleciałam. No, trochę bardziej. Tak.. Nie do końca normalnie, booo... Biustem na twarz. Rozmowa Chesa i Nory natychmiast ucichła... Ups?

<Hm, kto teraz? >

Od Czeslava CD Nory i Daevy

- ZABIJĘ CIĘ! - warknąłem łapiąc za dłonie Michaela i próbując je oderwać od swoich włosów - JESTEŚ JUŻ MARTWY!
- Jak na razie jeszcze żyję - uśmiechnął się perfidnie
- Ty kurwo ty - zacisnąłem mocno powieki, gdy szarpnął niespodziewanie na przód
- Nie wyrywaj się, i tak nic Ci to nie da - zaśmiał się
- Jeszcze zobaczymy - syknąłem i wbiłem mocno paznokcie w jego skórę
- AŁ! To zabolało!
- I miało zaboleć - próbowałem go kopnąć w nogę, ale ten tak mocno pociągnął mnie w górę, że aż musiałem stanąć na palcach
- Uspokój się Czesiek, a nic złego Ci się nie stanie - powiedział spokojnie
Obdarzyłem go zabójczym spojrzeniem i przeklinając w duchu ruszyłem powoli. Naprawdę on się prosi o jakąś śmierć. Nie dość, że wyciąga mnie tak brutalnie z łóżka, po zaledwie godzinie, może dwóch snu. To jeszcze wyciąga mnie w piżamie i na bosaka na dwór. Niech go chuj w końcu strzeli, bo ja już nie wytrzymam. Sakra trzeba było brać ten osobny pokój! Uniosłem głowę lekko do góry, żeby zobaczyć, gdzie ten skurwesyn mnie prowadzi.
- CHYBA CIĘ POJEBAŁO! - warknąłem zatrzymując się w miejscu
- Co? - spytał zdziwiony
- Jeszcze się pytasz? Prowadzisz mnie do szkoły!
- I tak musisz iść na lekcje...
- Zaczynam dopiero o 9! Jak mogłeś mi to zrobić...
- Oj już już, luzuj gacie bro. Jest ósma, zdążysz jeszcze wrócić do akademiku
- Nie ma mowy.
- To będziesz cały dzień w piżamie? - zmarszczył brwi
- Tak - uśmiechnąłem się - I będę cały czas za Tobą chodził
- Debil
- Idiota

___________________

- Sak... - znowu prawie się wywaliłem - Sakra! Ty mendo jedna! - warknąłem powracając do wyprostowanej pozycji - Może byś trochę uważał na tych schodach, co? I może w reszcie byś mnie puścił? Przecież nigdzie Ci nie ucieknę...
- Nie ma mowy - odpowiedział - I tak jesteśmy już prawie na miejscu
- Aha? Co czyżby jakieś tajemnicze spotkanie ciepłolubnych?
- Zamknij się
- Oj w końcu byś się przyznał - uśmiechnąłem się
Nagle chłopak pchnął mnie z całej siły w otwarte drzwi.
- Sakurwa! Normalnie Cię uduszę! - wrzasnąłem odwracając się w jego stronę
- Oj no już, bro. Bo ci żyłka pęknie - wyszczerzył się szeroko
- Żeby zaraz Tobie coś nie pękło, ty szwabski pomiocie! - zacisnąłem mocno pięści i zrobiłem krok na przód.
- Um... chłopcy...? - odwróciłem głowę w kierunku, z którego nadeszły te słowa
- Oh! Nori! - Misiek mnie minął i uścisnął mocno Norę. Pieprzony ignorant -  Widzę, że już poznałaś się z Daevą.
Nagle Nora zwróciła się do mnie.
– Wywalił cię z łóżka, prawda?
Skrzyżowałem ramiona i posłałem temu pijackiemu nasieniu zabójcze spojrzenie.
- Owszem, a ty, co tutaj robisz?
- Właściwie sama nie wiem... - dziewczyna potarła kciukiem skroń - Mam być jakimś sekretarzem, czy czymś...
- Hę? - uniosłem brwi - Co?
- Dokładnie tak - uśmiechnął się Misiek
- Co ty brałeś padalcu? - uniosłem jedną brew
- Zachowuj się - mruknął - Jesteśmy na zebraniu samorządu szkolnego.
- Co? - parsknąłem śmiechem - I co ja niby tutaj robię?
- Zaraz się dowiesz... Dziewczyny. Pierwsza i najważniejsza zasada - wycelował palcem prosto we mnie - Nigdy, przenigdy nie dajemy przepustki temu osobnikowi
- CO?! - prawie zakrztusiłem się własną śliną
- To co słyszałeś bro - uśmiechnął się - dobrze wiem, że wykorzystałbyś ją na nielegalne przebywanie w części żeńskiej, albo poszedłbyś sobie na nocne penetrowanie.
- Taaa jakby brak przepustki mnie przed czymś powstrzymywał - przewróciłem oczami
- Dlaczego, akurat on? - zapytała nieznajoma mi dziewczyna
- Bo to największy lowelas jaki nosiła ta ziemia i lepiej go powstrzymać
Wbiłem wzrok w tę niewysoką dziewczynę i momentalnie zbladłem, gdy rozpoznałem znajomą twarz. Co prawda wyglądała teraz inaczej niż zazwyczaj, a jej strój to już kompletnie odmiana. Nie spodziewałem się, że spotkam ją w akademii... a już zwłaszcza na zebraniu samorządu szkolnego.
- Ale wracając - kontynuował Misiek - Jak zapewne wiecie, po przeniesieniu zostałem Przewodniczącym Samorządu...
- ... dupolizem - przerwałem
- Zamknij się. I zostałem poproszony o przydzielenie osób na dwa pozostałe stanowiska.
- Dlaczego, akurat ty? - uniosłem brew
- Bo tak się składa, że ja znam najlepiej osoby, które tutaj się przeniosły, bo Dea jeszcze ich nie zna.
,,Dea'' a więc tak ma na imię...
- Dobraaaa.... to co ja tutaj robię? - zapytałem
- Jest potrzebny ktoś na stanowisko skarbnika i pomyślałem...
- HAHAHAHAHAHA To źle pomyślałeś - parsknąłem śmiechem - Nie mam zamiaru pchać się do samorządu.
- Miałbyś przepustkę...
- Nie, nie i jeszcze raz nie - pokręciłem głową - Nie liczcie na mnie w tych sprawach.
- A ty Nora? - zwrócił się do dziewczyny - Zostaniesz sekretarzem?
- Co miałabym robić? - zapytała
- Tak naprawdę to tylko sporządzać raporty na temat spotkań, spisywać to co robiliśmy na zebraniu, to co obmówiliśmy i ustaliliśmy.
- Mmm no może być...
- Świetnie! - powiedział uradowany i zapisał coś na kartce - Ches... no weź, będzie tylko trzymał kasę w pokoju...
- Nie ma mowy - pokręciłem głową - Po moim trupie. Co najwyżej mogę wpadać rzucać wam pomysłami, ale do zarządu nie dołączę. Z resztą jakbyś usadził mnie na stanowisku to dyrekcja, by Cię zdetronizował. Na tysiąc procent znają moje zasługi z Irlandii.
- Taaa, ale no...
- Nie. Zdania nie zmienię.
- Bro...
- Nie.
- Jak nie chce to go nie męcz - odezwała się Dea - Znajdzie się kogoś innego.
- Skoro tak mówisz - westchnął Michael
- To co? Może wieczorem wybierzemy się na jakieś spotkanie integracyjne?
- Uuuu brzmi ciekawie. Dokąd?
- Możemy jechać do Lewiston i wstąpić do Lexusa - odrzekła - nie musielibyście nic płacić.
- Lexusa? - nie sądziłem, że jest aż tak bezpośrednia
- Owszem - uśmiechnęła się do mnie - Nie podoba Ci się to miejsce? Przecież często tam wpadasz.
- Nie przesadzajmy - przełknąłem ślinę - Nic do niego nie mam... ale to dosyć nietypowe miejsce na spotkanie samorządu szkolnego...

Dea?

środa, 29 sierpnia 2018

Od Nory CD Daevy

„Jutro pójdę spać wcześniej”
Ile razy już to sobie obiecywałam i ile razy te plany szły hen, hen daleko na bok? Zbyt często. Wynik ja zawsze 1:1.
Położyłam przedramiona na stoliku, przy którym siedziałam od dobrych dziesięciu minut i podparłam brodę na dłoniach, przymykając tym samym oczy. A mogłam wyjść z pokoju jak najpóźniej, by na spotkanie przyjść na ostatnią chwilę. Tak byłoby chyba najlepiej. Przynajmniej nie zasypiałabym na siedząco w oczekiwaniu na wszystkich. I pomyśleć, że przede mną jeszcze sześć godzin wytężania mózgu. Zasnę... po prostu zasnę...
„Już zasypiasz” – odezwała się podświadomość, wzdychając głośno z niesmakiem. Ewidentnie była zawiedziona moim podejściem do snu. I szczerze powiedziawszy wcale jej się nie dziwiłam.
Zmusiłam się do otwarcia oczu, co przyszło mi z ciężkim trudem, więc ostatecznie jedynie je uchyliłam i zerknęłam na godzinę w telefonie. Powoli dochodziła siódma czterdzieści, a nikt jeszcze nie przyszedł. Odblokowałam telefon i weszłam na pocztę. Po zaktualizowaniu nie pojawiła się żadna nowa wiadomość. To samo na messengerze i w innych miejscach.
Nudyyy...
Gdzie są wszyscy? Oparłam czoło o blat stolika i jęknęłam przeciągle. A co jeśli pomyliłam dni? Może wcale nie chodziło im o ten poniedziałek? Może chcieli się spotkać w przerwie na lunch? A może zupełnie po lekcjach?
Jedna negatywna myśl podziałała jak palec tykający pierwszą kostkę domina. Mój mózg zaczął wymyślać coraz to kolejne i kolejne, mniej lub bardziej absurdalne, zmyślne, a ja przez zmęczenie i narastające obawy coraz to bardziej się w tym wszystkim pogrążałam.
„Chcę umrzeć...” – pomyślałam, uporczywie wbijając czoło w to cholerne biurko. – „Błagam, niech ten dzień skończy się jak najszybciej...”
Mruknęłam cicho, układając się wygodniej, jednak kiedy tylko usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, od razu zerwałam się, siadając do pionu. Zrobiłam to tak szybko, że aż zrobiło mi się czarno przed oczami. Dosłownie wszystko, co jeszcze przed chwilą widziałam, spowiła ciemność. Mimo beznadziejnego stanu wstałam ostrożnie, mrugając, by pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia.
– Nowa sekretarka, tak? Ja jestem Daeva, Vice. Mów mi Dei. – przedstawiła się i kontynuowała:
– Misiek, przewodniczący, pewnie gdzieś się szwenda...
Początkowo nic nie było w stanie do mnie dotrzeć. Jaka sekretarka? Jaka Dei? Jaki Misiek? Co to była za dziewczyna? Co tu robiła? Po co tu przyszła?
I kolejna fala pytać doprowadziła mnie do chwilowego, tak bardzo znienawidzonego przeze mnie laga mózgu. Jedyne, co byłam w stanie zakodować, to fakt, że stałam przed jakąś uczennicą z prawdopodobnie wielką czerwoną plamą na czole.
„Chcę umrzeć jeszcze bardziej...”
Potarłam niesfornie czoło, jakby odcisk biurka miałby zetrzeć się niczym plama brudu i mruknęłam cicho, chcąc odpowiedzieć... ale właściwie to co? Czy w ogóle z ust nieznajomej padło jakiekolwiek pytanie?
„Ogarnij się dziewczyno” – warknęła ostro podświadomość.
No tak, już się wybudzam. Już... Nie śpię.
Przetarłam szybko oczy i dopiero zauważając wyciągnięta rękę w moją stronę, od razu ja uścisnęłam.
– Nora – wybełkotałam niewyraźnie. – Miło mi.
– Mnie również i mam nadzieje, że...
– Sak... Sakra! Ty mendo jedna!
Zamrugałam kilka razy, nie rozumiejąc, co się stało. Szatynka zrobiła dokładnie to samo, z tym że ona dodatkowo zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu, aż w końcu spojrzała w stronę uchylonych drzwi.
– Też to słyszałaś?
– Nie dało się nie...
Jak ja dobrze znałam ten poirytowany głos.
Chwilę po najróżniejszych czeskich przekleństwach w drzwiach do pokoju samorządu stanął Michael z garścią rudych włosów w ręce. Dlaczego ten widok kompletnie mnie nie zdziwił? Uniosłam wysoko brwi, zastanawiając się tylko, co tym razem Czesiek musiał przeskrobać, że Michael aż przytargał go tu za włosy. Włożyłam dłonie do kieszeni bluzy i zerknęłam kątem oka na zdezorientowaną dziewczynę, która z szeroko otwartymi oczami stanęła obok mnie. Następnie spojrzałam na blondyna. W momencie, w którym brutalnie wrzucił rudego do środka, odsunęłam się na bok, by uniknąć zderzenia.
– Sakurwa! Normalnie cię uduszę!
– Oj no już, bro. Bo ci żyłka pęknie.
– Żeby zaraz tobie coś nie pękło, ty szwabski pomiocie!
Nim się obejrzałam, nieznajoma znowu stanęła obok mnie, nachylając się nieco w moją stronę.
– Kto to? – dyskretnie wskazała palcem na Cześka.
– Jeden wielki huragan.
Widząc, jak Czesiek szykuje się do skoku na Michaela, zwróciłam na siebie ich uwagę:
– Um... chłopcy...? – choć powiedziałam to cicho i po raz kolejny niewyraźnie, efekt był taki, jaki zamierzałam. Chociaż trzy pary oczu wpatrujące się we mnie to zdecydowanie za dużo.
– Oh! Nori! – Misiek uśmiechnął się szeroko i rozwarł ręce do uścisku. Śmiało podeszłam i z lekkim uśmiechem przytuliłam go mocno, po czym odskoczyłam do tyłu. – Widzę, że już poznałaś się z Daevą.
Pokiwałam tylko głową w odpowiedzi i w międzyczasie jak chłopak witał się z dziewczyną, spojrzałam na Cześka. Jego włosy jak zwykle sterczały w każdą stronę, ale bardziej niż normalnie. Do tego pomięta koszulka i jakieś materiałowe, krótkie spodenki. Podstawowe trzy dowody na świeżo obudzonego Cześka.
– Wywalił cię z łóżka, prawda? – spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź. Stanęłam obok niego, obserwując, jak marszczy brwi i ze skrzyżowanymi ramionami mierzy wzrokiem swojego współlokatora. Oh, gdyby jego wzrok mógł zabijać, z pewnością byłoby tu już o jedną osobę mniej.


Czes? Dae?

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Lucie CD Aksela

Poprawiłam po raz dziesiąty sweterek w bałwanki, który bez przerwy zsuwał się z mojego szkraba, odsłaniając zdecydowanie zbyt dużo wrażliwej, pomarszczonej skóry na szyi.
- Pomme, tak nie wyjdziemy, nie ma mowy - powtarzałam, całując go lekko w wilgotny nosek. - Przeziębisz się, wiesz? Chcesz zachorować już, jak w zeszłym roku? Masz ładne, ciepłe ubranko, więc będziesz zdrów jak ryba, tak? Żaden śnieg nas nie zaskoczy, nie ma mowy!
Psiak radośnie zamerdał krótkim ogonem, uderzając o szafki.
- Bo coś sobie urwiesz, kochanie! Urwiesz i co będzie? Pomme bez ogona, co wtedy, co?
Podniosłam się z kucek, cały czas obserwując kątem oka pupila, który teraz zajął się swoimi zabawkami - ganiał po całym pokoju piłeczkę, a ta piszczała i turlała się dalej, ilekroć skakał na nią i naciskał ją krótkimi łapkami. Zaczęłam myszkować w szafie, szukając czegoś, co mogłabym na siebie narzucić - biorąc pod uwagę, że założyłam już jasne dżinsy i kilka warstw bluzek, z czego na samym wierzchu gruby, wełniany sweter, uznałam, że nie muszę wkładać grubej, ciężkiej kurtki, jaką kupiłam na szybko zaraz po przyjeździe do Szkocji - była ciepła i wygodna, ale i nie mogłam się do niej do końca przekonać, pomyślałam zatem, że wystarczy mi kamizelka. Starczyło jednak jedno dodatkowe zerknięcie przez okno - w nocy napadało sporo śniegu, a termometr za szybą dalej wskazywał sporo poniżej zera - westchnęłam cicho i zdjęłam z siebie dwie bluzki, zostawiając cienki podkoszulek i sweter. Kamizelkę ledwo zdjęłam z wieszaka, zaraz odwiesiłam z powrotem i zdecydowałam się na kurtkę. Cóż, nie mam nic do khaki, stwierdziłam, wsuwając dłonie w rękawy podszyte puszkiem, podobnie jak przy kapturze. Przynajmniej będzie mi ciepło, a do kurtki powoli się coraz bardziej przekonywałam - tu zapewne będzie moją wierną towarzyszką. Żal mi było tylko wychodzić z Pomme - buldogi francuskie to rasa wrażliwa na temperatury, czyż nie? Całe szczęście miał swoje ubranko, które dostał ode mnie na urodziny - wyjdziemy zresztą tylko na kilka minut. Pochyliłam się nad rozbrykanym psiakiem, przyczepiając mu cienką smycz do obroży.
- Możemy ruszać, malutki - uśmiechnęłam się, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Wzięłam pupila na ręce, kiedy schodziliśmy ze schodów - mieszkałam, co prawda, na parterze, ale i tak musiałam pokonać parę oblodzonych stopni prowadzących na dziedziniec - mogłyby stanowić dość spore wyzwanie dla mojego nieporadnego malca.
Ostrożnie szłam chodnikiem, po drodze mamrocząc nieprzychylne komentarze pod adresem zimy. Tutaj najwyraźniej jeszcze nie zdążyli posypać chodników piaskiem ani niczym, więc naprawdę łatwo było o upadek - Pomme radził sobie, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu, nieźle, czasem tylko zdarzało mu się lekko poślizgnąć, zwłaszcza gdy wywąchał innego psa i chciał koniecznie podejść - ciągnął wtedy za smycz i koniecznie chciał poznać towarzysza, do którego wiedzie go nos, czy to dla zabawy, czy w celu zlokalizowania zagrożenia - różnie reagował na inne zwierzęta, zwłaszcza swojego gatunku, więc w takich chwilach lekko ciągnęłam go za smycz, przywołując przyjaciela do porządku.
- Noga, Pomme - pogroziłam mu palcem schowanym w rękawiczce.
Niestety, w którymś momencie i ja straciłam równowagę - chciałam cofnąć się o krok, by lepiej złapać równowagę - psiakowi było to jednak nie w smak, zwłaszcza że akurat próbował złapać śnieg. Nim zdążyłam się zorientować, obcasem poślizgnęłam się na śliskim chodniku i zaczęłam lecieć do tyłu. Zamknęłam oczy, gotowa na twarde zderzenie z oblodzoną ziemią, wylądowałam jednak w zaspie - pewna ulga, która jednak szybko okazała się chwilowa - po całym moim ciele przebiegł lodowaty dreszcz,  gdy grudki śniegu dostały się za kołnierz. Próbowałam nieporadnie wstać, ciągle jednak traciłam równowagę na niepewnym oparciu - dopóki czyjeś silne ręce nie złapały mnie za ramiona i niepodniosły w górę.
Spojrzałam na twarz nieznajomego - był wyższy ode mnie o dobre trzydzieści centymetrów, więc musiałam poderwać głowę w górę, by móc to zrobić - wtedy jednak dostrzegłam łagodną, sympatyczną twarz, okoloną aureolą białych jak śnieg włosów i... oh mon Dieu, różnokolorowe oczy? Tak, zielone i niebieskie, wpatrywały się we mnie z uwagą.
- Nic ci nie jest? - zapytał. Głos miał głęboki, mocny, ale i bardzo miły.
Minęła dobra chwila, nim zdążyłam się wysłowić:
- Wszystko w porządku, merci - skinęłam lekko głową. - Poślizgnęłam się, to wszystko.
Pomme w tym czasie zdążył obtoczyć cały pysk w śniegu - teraz i on wyszedł z zaspy, z ciekawością wpatrując się w nieznajomego. Szczeknął raz, potem drugi. Chłopak uniósł lekko brwi, a jego pełne wargi uniosły się w lekkim uśmiechu.
- Nie ugryzie, spokojnie - dodałam, zaciskając nieco mocniej dłonie na smyczy.

<Aksel? >

Od Aksela CD Lucie

Obudziłem się gdy było jeszcze całkiem ciemno. Sam nie wiem czemu... Przecież poszedłem późno spać, a do tego mamy weekend. Powinienem jeszcze kimać!
Przez kilka chwil leżałem, patrząc na ledwo widoczny sufit. Właściwie mógłbym zapalić światło, ale to by było morderstwo dla moich oczu.
Przeciągnąłem się, tłumiąc senny pomruk. Kości mi strzelały.
Usiadłem wreszcie. Na ślepo sięgnąłem po telefon....
...Pół do dziesiątej? Jakim cudem, skoro jest tak ciemno??
Podnioslem się z łóżka. Powędrowałem do okna, by zobaczyć... Śnieg. I śnieg. I jeszcze trochę śniegu. I jeszcze więcej białego puchu, który po prostu zasłonił całe okno... Parapety na zewnątrz to zło.
Ale kto by pomyślał... Przecież wczoraj było tak ciepło, bez kurtki można było wyjść. Zero śniegu... A teraz? Normalnie zasypało.
Musiałem wreszcie włączyć światło, bo ta ciemność była irytująca. Moje biedne oczy

Wróciłem do mojego jakże wygodnego i dziwnego łóżka... Dwie warstwy szlifowanych palet, na tym kolejne trzy warstwy, tym razem materacy. Poukładane raz tak, raz tak, tworzyły imponującą i niezwykle miękką budowle o wymiarach 2,5 na 3 metry. W ten sposób mogłem się zawsze wygodnie ułożyć~

Włączyłem telewizor. Skakałem po kanałach, zbyt leniwy by rozpocząć już dzień. Zacząłem planować wszystko, co miałem dzisiaj zrobić. Wybrać się do sklepu, pobiegać. I... Tyle. A właściwie można zrobić to na raz.
Spokojny dzień się zapowiada, hmm... Nareszcie
Wstalem. Porozciągałem się trochę, czekając, aż zagotuje się woda na kawę.
...hmm. Zapomniałem kupić. Niech będzie herbata. A kawe dopiszę do listy zakupów.

Ubrany w sportowe rzeczy, trochę cieplejsze niż zazwyczaj, ruszyłem na zakupy. Biegłem powoli, oddychając głęboko. Nie marzłem, przynajmniej na razie. Już po kilku chwilach stwierdziłem, że założenie na buty pasów przeciwpoślizgowych było dobrym pomysłem. Nieliczni ludzie, którzy przechadzali się po chodnikach, często tracili równowagę.

Zrobiłem zakupy. Wszystko zmieściło się do plecaka. Truchtem wracałem do domu.
I pewnie szybko bym się tam znalazł, gdyby nie to, że nagle usłyszałem coś jak pisk...
Rozejrzałem się. Mocno się zdziwiłem, widząc, że jakaś dziewuszka mocno poślizgnęła się na oblodzonych kamieniach... I wylądowała w zaspie.
Zachichotałem cichutko i zatrzymałem się tuż przy niej. Złapałem ją delikatnie za ramiona i podniosłem, stawiając mniej więcej pewnie na nogach. Ładniutka...
- Nic ci nie jest? - zapytałem słodko.

< Czekam~ >

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Daevy DO Nory

Już od wczoraj miałam urwanie  głowy. Najpierw przedłużyła mi się zmiana, potem nie mogłam zasnąć...
A dzisiaj poniedziałek. Jak zwykle wsiadłam na motor i ruszyłam do szkoły.
Jedyną dobrą rzeczą było to, że było wyjątkowo ciepło. Ubrana krótkie spodenki i lekką bluzke, jak i porządny kask, jechałam tuż przy granicy maksymalnej prędkości, by jak zwykle dotrzeć na miejsce minimum pół godziny wcześniej. Po pierwsze, by dopilnować swoich obowiązków... No i przez Nich. Przy odrobinie szczęścia zobaczę oboje...
Gdy tylko zaparkowałam i weszłam do budynku skierowałam się do pokoju samorządu.
Wiedziałam, że pewnie nie będę miała nic do zrobienia. Już w piątek zrobiłam wszystko, co mogłam, by pomóc Miśkowi. Ten tydzień powinien być spokojny...
Aaaa, prawie zapomniałam! Przecież dzisiaj nowy sekretarz się miał pojawić!
Nareszcie kogoś wybrali... Mam nadzieję że kogoś, kto potrafi dokładnie uporządkować sprawy...
Wpadłam do pomieszczenia. Miałam nadzieję, że będę pierwsza, żeby zdążyć przygotować coś na powitanie....
No ale nie zdąrzyłam. Gdy stanęłam w drzwiach z kaskiem pod jedną pachą i torbą pod drugą zobaczyłam siedzącą na krześle drobną dziewczynę, której imienia na pewno nie znałam... Jasne włosy i zielone oczy...
Spojrzała na mnie i wstała. Hmmmm, drobna... Ale na pewno jest mojego wzrostu.
Podeszłam do niej z szerokim uśmiechem, odkładając swoje rzeczy na stolik i wyciągając do niej dłoń.
- Nowa sekretarka, tak? Ja jestem Daeva, Vice. Mów mi Dei. Misiek, przewodniczący, pewnie gdzieś się szwęda...
< Przywitaj się miło! >

niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Nory CD Czeslava

Patrzyłam się z uśmiechem na ustach, jak pokojowe drzwi zamykają się z cichym szczekiem. Siedziałam tak na skraju łóżka jeszcze przez chwilę, cały czas trzymając wzrok w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał Czesiek, z nadzieją, że znowu się tam pojawi. Minuty jednak mijały, a po moim rudzielcu śladu nie było widać.
Westchnęłam głośno i odchyliłam się do tyłu, bezwładnie padając na plecy w miękką pościel. Zaraz po zamknięciu oczu poczułam się jak na prawdziwej karuzeli. Takiej jak są w wesołych miasteczkach - duże i podwieszane. Skrzywiłam się mocno i zmusiłam się do otwarcia ślepi. Przekręciłam się na bok, od razu zgarniając całą kołdrę w coś chyba podobnego do rulonu i przytuliłam ją rękami i nogami. Kolejna próba zamknięcia patrzałek zakończyła się porażką. Tym razem walczyłam z uczuciem obracania się wokół własnej osi.
– Gdzie jest mój Ches? – mruknęłam markotnie. Gdyby był tu w tej chwili, czułabym się i niebo lepiej. No i mogłabym zrzucić winę na niego, że to on zawrócił mi w głowie.
Zaśmiałam się po kilku porządnych minutach, zdając sobie sprawę, co pomyślała moja głowa.
„Zawróóócił oj tak” – zaczęłam nucić pod nieznaną mi melodię – „Tak bardzo tak… Aż tak?”
– Co ja wyprawiam? – spytałam sama siebie z wyrzutem. Ścisnęłam mocniej zwiniętą kołdrę i schowałam twarz w grubych fałdach. – Ogarnij się, głupia…
Starałam się jakoś uspokoić podpity umysł, ale ten był silniejszy. Na same wspomnienia o tym, co między mną a Cześkiem miało tej nocy miejsce, robiło mi się cieplej; i zamiast po prostu przestać o tym myśleć, dalej w to brnęłam. W klubie, gdy tylko mnie wyciągnął na parkiet, do tych wszystkich ludzi… tego potwornego tłumu chciałam jak najszybciej uciec w miejsce, gdzie bylibyśmy tylko we dwoje. Nie sądziłam jednak, że wystarczyła tylko powolna muzyka i on, by wszystko, co działo się wokół, straciło na znaczeniu. Nadal czułam jego ciepłe ciało kurczowo przylegające do mojego, dłonie we włosach, delikatny oddech na szyi i twarzy, kiedy jego usta były tak cholernie blisko moich. To wszystko… mi się podobało… ale co mi po tym? Zwykłe, pijackie zachowania… Czesiek pewnie nawet tego nie będzie pamiętać.
Westchnęłam głęboko przez nos i bardziej schowałam prawdopodobnie już zburaczałą twarz w pościeli. Posmutniałam od razu.
„Jesteś zbyt łatwa po alkoholu” – skarciła mnie podświadomość. Bez bicia przyznałam jej rację.
*
Nigdy nie sądziłam, że ze snu mogą mnie wyrwać takie dźwięki jak szelest trocin, picie z poidełka i najzwyklejszy szczebiot. Przewróciłam się na drugi bok i zakryłam uszy dłońmi. Coś okropnego. Niby takie ciche odgłosy, ale po takiej nocy znacznie głośniejsze i bardziej irytujące niż zazwyczaj.
– Który to tak nakurwia w poidełko? – poderwałam się gwałtownie i spojrzałam w kierunku klatki. Wszystkie dźwięki nagle ustały, a obie myszy spojrzały się na mnie swoimi błyszczącymi oczkami, jakby nie wiedziały, o co tyle krzyku.
Winnym tych hałasów był Nitro. No tak, mogłam się tego spodziewać. Taki mały, a tyle szumu. Zmrużyłam oczy, mierząc go wzrokiem od stojących uszu po ogon, a następnie w ciemne oczka. Myszor ze spokojem i nieprzerwanie patrzył na mnie, ruszając noskiem, po czym dalej patrząc mi w oczy, zaczął ponownie telepać języczkiem w kulkę.
– Nosz prze… – urwałam nagle, zauważając, że właściwie rudzielec pochłania ostatnie krople. – Oh… Nitro…
Padłam twarzą w poduszkę i jęknęłam głośno. Kończyło im się picie… Trzeba wstać, podnieść tyłek z ciepłego i mięciutkiego miejsca…
– Niech was szlag… – westchnęłam, słysząc, jak rudy dalej hałasuje. No, ale siła wyższa. Nie mogę przecież zaniedbać moich podopiecznych. W końcu to tak jakby byli moimi synkami. Czesiek to by mnie chyba udusił, gdyby coś im się stało z mojej winy.
Podniosłam się niechętnie na łokciach i ziewnęłam przeciągłe. Rozciągnęłam jeszcze kręgosłup i byłam gotowa to wstania. Przyszło mi to z o wiele większą łatwością, niż sądziłam. Do łazienki dzieliło mnie kilka kroków i to pokonanych nadzwyczaj szybko. Nim się zorientowałam, już zakładałam na klatkę pełne poidełko ze świeżą wodą. Mruknęłam w pewnym momencie niezadowolona, siłując się z drucikami.
– Czy każdy gryzoń musi obgryzać takie pierdółki? – spytałam się, nie wiem, czy sama siebie, czy młodych. Odpowiedzi i tak nie otrzymałam.
– No, gotowe – otrzepałam teatralnie ręce – Mam tylko na… – przerwałam w połowie zdania, słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości na messengerze.
A któż to o tej porze może chcieć coś od mej osoby?
Padłam bezwładnie na łóżko, zakopując się w ciepłej kołdrze i chwyciłam telefon, od razu odblokowując ekran. Szybko otworzyłam aplikację.
> Noriii
Brzmiała treść pierwszej wiadomości.
Uśmiechnęłam się, widząc, jak po stronie Cześka pokazuje się znaczek dalszego pisania, ale banan z twarzy zniknął od razu, gdy przypomniałam sobie, co wczoraj wyprawialiśmy.
> Co tam słychać? Rurka bardzo suszy?
< Hejka, Chesy
< Właściwie to niedawno wstałam i tak sobie leżę i nieee XD jest ok
> Oo
> No no, to tak samo jak ja
> Leżę i się nudzę
< Bardzo interesujące zajęcie ^^’
> Jeśli chcesz możemy ponudzić się razem
> Ta niemiecka szuja właśnie wyjeżdża, więc no
> Wbijaj śmiało jak się ogarniesz
< No pewnie, w sumie też nie mam co robić
> No to się widzimy
Odłożyłam telefon na bok i spojrzałam w sufit z głupio… naprawdę głupio szerokim uśmiechem.
„Oj już się tak nie ciesz!” – warknęłam podświadomość. Nie posłuchałam się jej. W końcu poczułam się inaczej niż zwykle. Nic właściwie się nie stało, a czułam radość. Tą głupkowatą, dziecinną radość.
*
Zapukałam dwa razy do drzwi ze znajomym numerem i odeszłam na krok do tyłu, splatając dłonie za plecami. Chwilę czekałam, aż ktoś mi otworzy. Chwilę… Sprawdziłam godzinę na ekranie telefonu; w tym samym momencie jedna z cyfr symbolizujących minuty zmieniła się na wyższą. Schowałam telefon do kieszeni spodni i po raz drugi zapukałam, jednak tym razem głośniej. Czując się z tym dziwnie, cofnęłam się, niemal prawie wpadając na drzwi z naprzeciwka. Nie chciałam być aż tak nachalna… może chłopak ma teraz ważniejsze sprawy? Może przyszłam za wcześnie? Może...
Podniosłam głowę, słysząc szczęk otwieranego zamka. Już miałam się szeroko uśmiechnąć na widok tego małego rudego kurwika, ale nie. W drzwiach stanął Michael. Zaskoczył mnie jego widok… i to chyba wzajemnie.
– Nora...?
– Misiek...?
Patrzyliśmy się tak na siebie zdezorientowani i nieco zmieszani. To była zdecydowanie ta typowa niezręczna sytuacja rodem z serialu. I to nawet nie takiego śmiesznego…
– Ee… Wejdź, śmiało. – Michael gestem dłoni zaprosił mnie do środka. Podziękowałam z miernym uśmiechem i przekroczyłam próg. I och! Dlaczego mnie to nie zdziwiło, gdy zobaczyłam półnagiego Cześka, rozwalonego na łóżku i pogrążonego w głębokim śnie.
Szybko odwróciłam wzrok. Kurwa, przecież on leży w samych gaciach!
– Przepraszam cię za bałagan – blondyn zaśmiał się nerwowo i zaczął rozkraczać się nad walizką z rozrzuconymi wokół niej rzeczami, by dostać się do Czesiowego łóżka. – I za niego… – odchrząknął cicho, narzucając na niego kołdrę.
– Heh… – spuściłam wzrok, przyglądając się pokojowymi bałaganowi, dopóki Michael znowu się nie odezwał.
– Co cię do nas sprowadza, Nori? – zapytał, odchodząc od łóżka z trupem. Obserwowałam, jak powoli pochyla się, by podnieść jedną z koszulek.
– Jakby to powiedzieć...
– Prosto z mostu, Nori.
– Noo… Właściwie to on wskazałam kciukiem na truchło pod kołdrą.
Misiek jakby zatrzymał się w czasie. Patrzył się na mnie ze zmarszczonym czołem, jakby nie wiedział, o czym mówię. Ba, na pewno nie wiedział. Postanowiłam więc szybko wyjaśnić, niż dłużej trwać w tej niezręcznej ciszy po raz kolejny, patrząc się na siebie.
– Ee...
– Boo... napisał do mnie niedawno. Mówił, że wyjeżdżasz…
– Że cooo?? – otworzył szeroko oczy.
– Noo…
– Czeslav! – blondyn wydarł się na całe gardło i rzucił trzymaną w ręku koszulką w stronę dalej śpiącego na łóżku Cześka. Ja za to wzdrygnęłam się na ten niespodziewany hałas i gest. Nim zdążyłam się otrząsnąć, Michael trzymał w ręku poduszkę. Zamachnął się i rzucił w to samo miejsce, tylko celując znacznie wyżej.
„Czy ja tu w ogóle powinnam być...?” – spytałam się w myślach.
Kiedy poduszka uderzyła z głośnym hukiem w głowę Cześka, ten ruszył się leniwie i mruknął głośno, zrzucając z siebie całą kołdrę.
– Ty pieprzona ruda gnido!
– I czego drzesz ryja…? Warknął słabo, wtulając ryjek w poduszkę.
– Nawet nie zdążyłem wyjechać ze szkoły, a ty już sprowadzasz panienki?! – rozłożył ręce w poszukiwaniu jeszcze czegoś, czym mógłby rzucić – oczywiście bez urazy, Nori – zwrócił się do mnie o wiele, wiele ciszej. Zdążyłam się tylko bezproblemowo uśmiechnąć i machnąć ręką. To nic takiego.
– Co ty pierdolisz? – Czesiek podniósł się na łokciach i odwrócił głowę w naszą stronę. Jego rozczochrane włosy sterczały w każdym kierunku i jedynie po stronie, na której spał, przylegały do czoła. Do tego mocno przymrużone oczy i zmarszczone czoło. Typowa dezorientacja, która wyglądała ilu niego tak cudownie...
Hej! Bogowie, co ja wygaduję?! Nie… nie, nieee, tobie zmierza w tym kierunku, w którym powinno. To tylko kolega. Bardzo bliski kolega. Bardzo…

Czes czes?

Nowi uczniowie!




Tha an t-àm air tighinn...

...czyli nadszedł czas! 

Po tak długiej ciszy bramy Green Hills 
po raz kolejny zostaną otwarte!

Oprócz ponownego otwarcia jest jeszcze kilka innych rzeczy, które musimy wam zakomunikować:
1. Blog został w dużej części zresetowany. Wszystkie stare postacie zostały przeniesione do archiwum. Link do niego można znaleźć na końcu zakładki Informacje
2. Od teraz akcja dzieje się w Szkocji. Również nazwa została zmieniona z Green Heels (Zielone Obcasy) na Green Hills (Zielone Wzgórza)
3. Powstało również wiele mniejszych lub większych zmian. Doradzamy zapoznanie się z nimi poprzez przejrzenie zawartości zakładek.
4. Zmiany zaszły również w administracji. Od dzisiaj towarzyszyć wam będą Chester, Cyna, Jeleń i Michael!

Tak więc, życzymy wszystkim wspaniałej zabawy i mnóstwa weny!

Grono Administracyjne
Theme by Bełt