niedziela, 30 września 2018

Od Czeslava CD Nory

Patrzyłem na Miśka, jak na idiotę, którym z resztą był.
- Imbecyl - mruknąłem i wbiłem twarz z powrotem w poduszkę - Zamknij okno, bo zimno.
- Może byś się ubrał, a nie świecisz gołym dupskiem - warknął szwab
- Mam bokserki - odburknąłem - Z resztą nie latałbym przy Tobie z gołym tyłkiem, bo jeszcze byś się podniecił
- Ty mała... - zaczął Misiek
- No już już spokój - dobiegł do mnie głos Nory
Odwróciłem się i ujrzałem, jak drogę między mną, a Michaelem oddziela zgrabne, niczego sobie ciałko. Uśmiechnąłem się pod nosem i podparłem na łokciu.
- Ależ nie przerywaj mu - zwróciłem się do dziewczyny -  niech nazywa swojego curaka jak chce, ja tam nie ingeruję w te sprawy
- Doigrasz się, kiedyś rudzielcu! - warknął
- Z pewnością - ziewnąłem i przewróciłem się na brzuch
- Wstałbyś chociaż - pffyfnął - Nora do Ciebie przyszła, a ty co?
Mój lekko zrauszowany umysł przetwarzał tę informację, przez kilka długich chwil. Przyszła do mnie? Nora? Ktooo? Czekaj... przecież tam stała... Spojrzałem lekko w ich kierunku. SHIT! Faktycznie tam była. Zerwałem się szybko do siadu, aż zakręciło mi się w głowie i walcząc z kołdrą zakryłem się szczelnie.
- Hej Nora! - wyszczerzyłem się szeroko
Michael przewrócił tylko oczami i pochylił się nad walizką.
- Nie mam pojęcia ile wczoraj wypiłeś, ale spróbowałbyś chociaż wrócić do rzeczywistości.
- Wcale nie piłem! - odpowiedziałem z automatu
- Oczywiście, masz w końcu boskie usta! - zarechotał - pijesz wodę, a w środku zamieniają się w promile, ale w końcu piłeś wodę!
- Nie zaprzeczam i nie potwierdzam - mruknąłem ciaśniej zgniatając kołdrę
- I czego się kryjesz? - mruknął podnosząc głowę do góry - Gdy Nora tu weszła to leżałeś rozwalony, jak święty turecki... mam nadzieję, że za bardzo nie ucierpiałaś
- Jestem przyzwyczajona do takich widoków - powiedziała
- Co??! - powiedzieliśmy prawie jednocześnie
- Noooo - Nora cofnęła się o krok od tego nagłego ataku - za każdym razem Ches śpi w bokserkach, więc już mnie to nie dziwi...
- Nieeee wnikam - powiedział przeciągle Michael kręcąc głową - WDŻ, oj zdecydowanie WDŻ się szykuje
- Co? - zmarszczyłem nos
- Gówno - chłopak wyprostował się zakładając dłonie na biodra - Jak tylko wrócę to będę musiał wypełnić obowiązek starszego brata i przeprowadzić lekcję WDŻ
- Pogięło Cię do reszty? - mruknąłem
- To z troski o Ciebie dzieciaku - zacmokał głośno - Nie możesz przed każdą laską świecić jajami!
- Przestań - syknąłem
- Nie przestanę! Jeszcze mi dziecko do domu sprowadzisz!
- Mówisz, jakbym miał zajść w ciążę i puszczać się na każdym rogu - warknąłem
- Może i sam w ciążę nie zajdziesz, ale przyczyną jej jesteś! - Michael wskazał na mnie palcem - I tak cieszę się, że mam Ciebie, bo łatwiej upilnować jednego ptaszka, niż całą chmarę
- Jesteś pojebany
- Może tak, może nie, ale w Szkocji nie pozwolę Ci na żadne nocne eskapady! Nie daj Boże, oby tylko tutaj nie pozostało po nas kilka małych czechów
- Daj, że już spokój - schowałem twarz w kołdrze
- Wstydź się jebako jeden! Noruniu wybacz za tę scenę, ale ja już nie wiem, jak do niego mówić. Mam nadzieję, że przynajmniej względem Ciebie jest grzeczny
- O-oczywiście, że jest - powiedziała po chwili
- Oby tak było... No dobrze, ja lecę jeszcze do pracowni po moje rzeczy... ech będzie mi brakować tego miejsca. Ciekawe jak to będzie tam wyglądać.
- Będzie cudownie - burknąłem - w końcu własny pokój
- Zatęsknisz jeszcze, oj zatęsknisz - powiedział chłopak zamykając za sobą drzwi
Odwróciłem głowę wbijając wzrok w ścianę. Nie wierzę, że śmiał poruszyć przy niej takie tematy. Przełknąłem ślinę i wykrztusiłem
- Nie stój tak, siadaj, gdzie chcesz
Po chwili poczułem, jak materac lekko się ugina, gdy dziewczyna na nim usiadła. Spojrzałem na nią i lekko się uśmiechnąłem, gdy nasze spojrzenia się spotkały. Ciągle nie mogłem pozbyć się wrażenia, że moja twarz przypomina teraz dorodnego buraka.
- Jak się czujesz po wczoraj? - zapytałem w końcu
- Nie najgorzej - powiedziała - rano tylko, trochę głowa mnie bolała i każdy dźwięk brzmiał jakby był tysiąckrotnie zgłośniony
- Czyżby chłopaki dali Ci się we znaki? - mruknąłem
- Owszem, Nitro nakurwiał w poidełko jak pojebany - zaśmiała się cicho - mały, rudy i głośny zupełnie, jak ty!
- Dzięki.... Zatęsknisz za nimi
- Co? - spytała zdezorientowana
- Nooo, bo przecież wyjeżdżasz i nie zabierasz chłopaków ze sobą
- Ach... nie pomyślałam o tym - mruknęła
- Ja za to owszem - usmiechnąłem się lekko - Przyniesiesz ich do mnie i ja się nimi zajmę, z resztą Immi i tak nie będzie, więc mogą tutaj na spokojnie być
- To dobrze, a co z wyjazdem?
- Zapakuję ich do transporterka i tyle... nie mają wyjścia, muszą przetrwać drogę
- Mam nadzieję, że nic im się nie stanie
- Też mam taką nadzieję - znowu odwróciłem wzrok, czułem się w jej towarzystwie jakoś dziwnie, tym bardziej, że siedziałem półnagi. Ścisnąłem mocniej kołdrę.
- Zimno Ci? - zapytała - może się ubierz
- Nie ma takiej potrzeby - powiedziałem zaciskając pięść na materiale
- Przecież widzę  mruknęła - Tylko nie mów, że się mnie wstydzisz!
- Nie wstydzę się! - zaprzeczyłem szybko, jednak wewnętrznie poczułem ukłucie w brzuchu
- To o co chodzi? O wczorajszy wieczór?
- O nic nie chodzi - powiedziałem - po prostu dopiero wstałem i no...
- Yhyyyym w porządku
Spojrzałem na nią i od razu przypomniało mi się jak wczoraj wieczorem staliśmy na dworze wtuleni w siebie... Ech, ile bym dał, żeby było tak też teraz. Spuściłem głowę i ponownie wbiłem wzrok w ścianę. Głupie pijackie zachowanie i tyle, na trzeźwo w życiu byście tego nie zrobili. Jesteście tylko znajomymi.
- To dzisiaj wylatujesz? - przerwałem ciszę
- Tak
- O której?
- Za trzy godziny - powiedziała
- Odprowadzę Cię, pomogę Ci z bagażami
- Ale nie musisz... naprawdę - odrzekła
- Wiem, ale chcę - mruknąłem - przejdę się trochę, dobrze mi to zrobi
- Jak chcesz...
Poczułem jak dziewczyna przysunęła się  bliżej mnie i po chwili usłyszałem głośne westchnięcie. Odwróciłem głowę w jej stronę i wbiłem wzrok w te zielone oczy.
- Jesteś głupkiem
- Co? Dlaczego? - te słowa zabolały mnie jak nigdy
- Bo dziwnie się zachowujesz i nie chcesz powiedzieć, o co chodzi tylko siedzisz jak taka larwa.
- Bo jestem larwą - burknąłem
- Wcale nie jesteś larwą! Jesteś głupkiem i tyle.
- Pffff
- Dobra Ches - powiedziała i wstała - wracam do siebie, ubierz się i przyjdź do mnie
- Ale...
- Do zobaczenia - uśmiechnęła się i wyszła.
Siedziałem tak przez kilka minut ślepo wbijając wzrok w drzwi, które zamknęły się za dziewczyną. No tak, zachowujesz się dziwnie. A jak mam się zachowywać, gdy jestem świadom tego, że za kilka godzin zostanę sam? Nora wyjedzie i wróci po Sylwestrze, ten patafian też wybywa. Jedyne co to, ta przeprowadzka do szkockiego oddziału... podobno ma być ta Wigilia wspólna, więc może też ktoś tam został... ale coś czuję, że raczej będą sami nauczyciele i woźni, którzy zostali na miejscu. Jakoś nie za specjalnie pasuje mi wizja takich świąt. Nagle z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Szybko podniosłem wzrok spodziewając się dojrzeć znajomą twarz dziewczyny, jednak się zawiodłem. To tylko menda.
- Już ją wystraszyłeś? - zapytał popychając drzwi biodrem
- Na to wygląda - westchnąłem padając na plecy
- Dlaczego mnie to nie dziwi - westchnął i rzucił na łóżko wszystko, co przyniósł, czyli całe naręcze farb, płócien i innych gówien.
- Masz zamiar to wszystko ze sobą zabrać? - mruknąłem
- Owszem, część zabiorę do domu i tam zostawię, a część zabieram do Szkocji.
- Ty będziesz musiał zanieść, gdzieś te bagaże, co mają Ci zabrać, czy zostawiasz je tutaj?
- Znoszę do portierni, a co?
- Tak z ciekawości pytam.
- Ktoś oprócz Ciebie zostaje? - zapytał chłopak
- Nikt znajomy - mruknąłem - Kilku pierwszaków i czwartoklasistów i z tego, co wiem tylko jeden jedzie do Szkocji.
- Och... to słabo, nie zwariujesz tutaj?
- A mam wyjście?
- Zawsze możesz jechać ze mną, już Ci mówiłem - zaczął pakować tubki z farbą do płóciennego worka
- Nie będę się pchał do Twojej rodziny na święta - mruknąłem
- Już Ci mówiłem, że byliby zachwyceni
- Jeszcze by nas wzięli za parę! Co to to nie!
- Głupi jesteś...
- Już to dzisiaj słyszałem - mruknałem
- Bo jesteś! - chłopak pokręcił głową - Chcesz to sobie siedź tutaj sam, ja już swoje powiedziałem.
- I dobrze!
Odwinąłem się z kołdry i wstałem powoli, gdy tylko moje stopy zetknęły się z zimną podłogą wzdrygnąłem się cały. Po plecach i karku przeszedł dreszcz, który sparaliżował mnie na chwilę. Schyliłem się po spodenki, które leżały na podłodze i zacząłem wzrokiem szukać koszulki.
- Kiedy wracasz bro? - zapytałem
- Zobaczy się, może przed Sylwestrem, może po, a co? Już tęsknisz?
- Chciałbyś... chcę wiedzieć, jak długo mam wolną chatę - prychnąłem
- To się zobaczy.
- Jedziesz dzisiaj, czy jutro?
- Jezu, czy ty masz coś z pamiecią? Pytałes mnie już rano... DZISIAJ
- No dobrze dobrze - przewróciłem oczami i wciągnąłem na siebie koszulkę - To pakuj się, a ja wychodzę.
__________________________________________

Stanąłem przed jej drzwiami i delikatnie zapukałem wbijając wzrok w stopy. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich złotowłosa
- Jesteś - uśmiechnęła się
- Przyszedłem po chłopaków - powiedziałem - zabiorę ich do siebie, a potem możemy powoli się zbierać na lotnisko
- W porządku - odsunęła się wpuszczając mnie do środka
- To... jak się czujesz? Jesteś tutaj najprawdopodobniej ostatni raz...
- W porządku
- Heh
- A ty kiedy się przenosisz do Szkocji? - zapytała
- Mamy wyjazd za 4 dni - odpowiedziałem
- Ooo to jeszcze przed świętami
- Owszem, chcą nam na miejscu zrobić uroczystą kolację... wiesz, żebyśmy nie byli sami w ten czas. Miłe z ich strony, ciekawe, czy będą prezenty.
- Pewnie tak - uśmiechnęła się
- A ty? Kiedy wracasz?
- Po sylwestrze, czyli za jakies dwa tygodnie
- Długo...
- Nie tak źle...
- Dobra, to ja biorę chłopaków - powiedziałem łapiąc za klatkę - I zaraz jestem z powrotem!
- W porządku, ja już powoli zniosę na dół bagaże i będziemy mogli od razu iść... Tylko ubierz coś ciepłego!
- Dobrze, dobrze - uśmiechnałem się mijając ją z chłopakami
Schodziłem powoli schodami wpatrując się w małe myszaki, które schowały się do domku. To teraz jesteśmy skazani na siebie. Obyście tylko głośno się nie zachowywali to przeżyjemy wszystko. Ech i podróż samolotem...
____________________________
Kopnąłem mocno w drzwi kilka razy, aż menda ich nie otworzyła
- Pojebało Cię?! - warknął - nie mogłeś po prostu zawołać
- Sorry, tak jakoś nie miałem ochoty się odzywać
- Idiota
- Imbecyl
Minąłem go i postawiłem klatkę na stoliku
- Możesz zamknać Immi w kiblu, żeby nic im nie zrobiła?
- A ty nie możesz wsadzić ich do kibla?
- Nie ma mowy - mruknąłem - przeziębią się, z resztą wychodzę i nie wiem, o której wrócę, więc nie chcę, zeby siedzieli w zimnym przez tyle czasu
- Czyli mam rozumieć, że widzę Cię po raz ostatni w tym roku?
- Na to wygląda
Nastała chwila niezręcznej ciszy, że żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć. Myślę, że Misiek czuł to samo, co ja... w głębi serca będzie mi go brakować i najprawdopodobniej nie będziemy już razem mieszkać... Podniosłem głowę i nasz wzrok się spotkał
- Miło było dzielić z Tobą powierzchnię mieszkalną - mruknąłem
- Wzajemnie, chociaż za tymi gaciami i skarpetkami tęsknić nie będę - odmruknął
- A ja za tym jebanym sierściuchem
- Spierdzielaj
- Nie udław się kłakiem - mruknąłem i wyszedłem z pokoju
Inne klasy, inne mieszkania, inny kraj... wszystko się zmienia. Przyspieszyłem kroku i dosłownie zbiegłem po schodach. Na dole przy wejściu czekała już Nora z małą walizeczką.
- To wszystko? - zdziwiłem się - Nie masz nic więcej?
- Nope - uśmiechnęła się lekko
- W porządku... więc chodźmy - mruknąłem - Chodźmy na autobus, będzie szybciej.
- Chciałeś się przejść podobno.
- Ale zamarźniesz - westchnąłem
- Nie martw się tym, jak będziemy szli to będzie mi ciepło
Spojrzałem na dziewczynę. Bardzo dobrze wiedziałem, że kłamie. Czyżby też chciała, jak najbardziej opóźnić moment rozstania/
- Nie ma mowy - zaprzeczyłem - Idziemy na autobus, posiedzimy na lotnisku w ciepłym... mam nadzieję.
- No dobrze...
Wziąłem od niej walizkę i pociągnąłem. Twardy, zbity śnieg sprawiał, że ciągniecie było wręcz nieodczuwalne. Szkoda... mógłby być bardziej miękki, wtedy wszystko trwałoby o wiele dłużej...


<Nora?>

niedziela, 16 września 2018

Od Nory CD Daevy, Czeslava

– Gdzie? – spytałam, całkowicie zmieniając ton głosu z nijakiego na ten oznaczający zdziwienie i niedowierzanie w jednym.
Gdy tylko usłyszałam słowo „Lexus”, w mojej głowie niemalże od razu pojawiło się skojarzenie z klubem nocnym, albowiem już gdzieś słyszałam tę nazwę. Nie, nie słyszałam — widziałam.
W pamięci zaczęłam szukać wspomnienia związanego z szyldem, rażącym wręcz ilościami neonowych kolorów i świateł, a im bardziej zagłębiałam się w to wspomnienie, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że mówią o tym samym miejscu. Miejscu przepełnionym alkoholem, głośną muzyką, napalonymi mężczyznami i erotyzmem.
„No to zajebiście” – westchnęłam ciężko w myślach. Kompletnie nie wyobrażałam sobie siebie samej w centrum tego wszystkiego. Na samą myśl, aż skręcało mnie w żołądku.
Póki Daeva była w pomieszczeniu, twardo utrzymywałam tą samą, zdziwioną minę, by w żaden sposób nie odstawać od innych - Czeslav i Michael byli równie zaskoczeni pomysłem szatynki, co ja. Poczułam więc ogromną ulgę, kiedy dziewczyna wyszła w podskokach. Od razu na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, a w głowie ruszyły wszystkie trybiki, produkując dobre wymówki, na zostanie w ten wieczór w czeluściach mojego pokoju.
– Nie spodziewałem się takiej propozycji na spędzenie czasu... – odezwał się Misiek, unosząc brwi prawie że do sufitu i drapiąc się po głowie.
– Ja nie spodziewałem się wypomnienia mi takiej rzeczy! – pffyfnął Ches.
– No, no, braciszku, ale teraz przynajmniej wiem, gdzie tak znikałeś na całe noce – zaśmiał się blondyn.
– Nawet mnie nie wkurwiaj... – warknął ostrzegawczo drugi.
Widząc, w jakim kierunku po raz kolejny zmierza rozmowa współlokatorów, stwierdziłam, że pomimo braku jakiejkolwiek wartej wykorzystania wymówki, wypadałoby się odezwać.
– Ja odpadam – mruknęłam cicho, choć to w zupełności wystarczyło. Uwaga dwóch chłopaków – zwrócona! No, to teraz można uciekać.
– Nori, no co ty teraz? – zdziwił się Czesiek.
– Nie na tym polegają wyjścia integracyjne.
– Oh! Czyżby pan Wielki Przewodniczący dał się namówić na wyjście do klubu ze streap-teesem?
– Ty sznyclu jeden...
– Chłopaki! – uniosłam głos, niemal krzycząc błagalnie, by dali już spokój. Nie miałam ochoty patrzeć na kolejną przepychankę dwóch przedszkolaków. – Błagam was... przestańcie w końcu.
Chwyciłam za torbę, narzucając ją przez ramię i spojrzałam na jednego z drugim, gotowa do wyjścia.
– Nie mam ochoty iść. To nie są moje klimaty.


Następnym razem, jak powiem „NIE” w geście odmowy dla dobra mojej psychiki, samopoczucia i komfortu, powinnam być bardziej stanowcza. I to „bardziej” przed duże „B”. Ponieważ teraz muszę przeżywać prawdziwe katusze. Pomimo że tylko stałam i obserwowałam bez słowa scenę rodem ze słabego kabaretu, chciałam zapaść się pod ziemię. Autentycznie, poziom mojego zażenowania i chęci jak najszybszej ucieczki przerósł Dubajską Wieżę. Na podłodze leżał Czesiek, duszący się ze śmiechu na sam widok leżącego tuż obok Michaela, ale duszącego się przez biust Dei. Doprawdy... Aż zaczęłam się zastanawiać, która z nas jest bardziej zawstydzona – ja czy Daeva.
Odwróciłam wzrok i wyciągnęłam telefon, niemal od razu zatapiając nos w tafli ekranu.
„Tylko bądź dostępny, tylko bądź dostępny” – błagałam w myślach. Isak był teraz moją jedyną deską ratunku... Która, jak się chwilę później okazało, była zbyt daleko. – „No to fajnie...”
– Dobra... idę się ogarnąć do kibla – usłyszałam, jak Czesiek ledwo wymawia to krótkie zdanie. Podniosłam więc wzrok znad telefonu, chowając go przy okazji do kieszeni spodni i rozejrzałam się po pomieszczeniu za ludźmi. Rudy kolega zniknął w okamgnieniu, a Michael z Daevą zaczęli przepraszać się nawzajem, powoli zmierzając w głąb tego dziwnego pomieszczenia. Jak ślepa owca za pasterzem poszłam w ślad pary, co szybko okazało się niepotrzebnym ruchem.
– Jakby co, to idę do toalety – oznajmiłam, widząc, że ów dwójka zaczyna się jakoś dogadywać. Nie miałam zamiaru się w to wtrącać, zwłaszcza że naprawdę nie chciałam tutaj być.
– Trafisz? – spytała się dziewczyna.
– Bez problemu – uśmiechnęłam się sztucznie, kłamiąc.
Nie minęła sekunda, a już byłam na zewnątrz, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu rudej głowy.
Czeslav mimo wszystko był jedyną osobą w szkole, z którą najlepiej mi się dogaduje, i najbardziej zależy mi na jego towarzystwie. Tylko przy nim czuję się tak swobodnie...
Podeszłam do barierki i zacisnęłam na niej dłonie. Skrzywiłam się na sam widok roju ludzi. Ciężko będzie znaleźć jedną osobę w takim gąszczu osób. Sporo kręciło się przy barze, ale najwięcej ludu siedziało na skórzanych kanapach tuż przy stanowiskach, gdzie tańczyły półnagie, albo prawie nagie dziewczyny. Przeszłam kilka kroków, przeciskając się pomiędzy ludźmi. Wzrokiem wodziłam za jakimkolwiek znaczkiem oznaczającym toalety, bo w końcu tam miał się udać chłopak. Niestety migające światła, wszechobecny półmrok i las ludzi tylko mi przeszkadzały. Nie poddawałam się jednak. Cały czas szukałam — po czasie nawet nie wiedziałam czego. Patrzyłam się ślepo na tłum, wchodząc coraz bardziej w głąb.
Stanęłam na chwilę, kompletnie zagubiona i fizycznie, i psychicznie. Wzięłam głęboki wdech. Do nozdrzy dostał się zapach alkoholu, perfum i wody kolońskiej, wymieszany z zapachem, którego nie byłam w stanie określić.
„Ogarnij się, dziewczyno” – skarciłam się w myślach – „ogarnij się i go znajdź” – Przetarłam oczy i ruszyłam dalej.
Myślałam, że kiedy w końcu zobaczę Cześka, na mojej twarzy pojawi się cień uśmiechu — jak zawsze, kiedy go widzę. Nie sądziłam jednak, że będzie zupełnie na odwrót. Coś momentalnie ścisnęło mi serce, a w oczach pojawiły się łzy, nogi stały się jak z waty.
Siedział na jednej z tych skórzanych kanap wśród innych i z podziwem na twarzy oglądał rozbierany pokazik.
Spuściłam wzrok, i zacisnęłam usta w wąską linię. A więc i on był zajęty...
Westchnęłam ciężko, nie mogąc uwierzyć w swoje zachowanie. Podświadomość zaczęła się rzucać i pytać przez krzyk, dlaczego zaczęłam tak mięknąć, a ja nie byłam w stanie w ogóle jej odpowiedzieć. Po prostu odwróciłam się i skierowałam do wyjścia, bo tylko to przyszło mi do głowy. Po prostu wyjść.
Wychodząc z głównej sali (przy okazji przeciskając się przez tłum pijanych dziewczyn i chłopaków dobierających się do siebie nawzajem) pozostało mi jeszcze pokonanie długiego korytarza.
Przy suficie wisiały malutkie, ledowe, oczywiście w różowo-fioletowym kolorze lampki w kształcie okręgów. Podłoga wyłożona szarym granitem skutecznie przyciągała mój wzrok, kiedy tylko kogoś mijałam, a donośnie kroki moich zimowych botek mocno kontrastowały z krzykliwym stukotem eleganckich butów i szpilek. Miałam wrażenie, że te dźwięki odbijają się tępym echem, a korytarz z każdym mijanym metrem, wydłużał się. I jeszcze ta stłumiona muzyka. Jakbym była w jakimś filmie.
Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam z siebie zadowolona, że udało mi się przejść przez cały ten klub nie obmacana, nie stratowana, a co najważniejsze, że w ogóle udało mi się przeżyć. Zasłużyłam więc na garstkę świeżego powietrza i papierosowego dymu dla chwilowego odstresowania się.
Po otworzeniu masywnych drzwi, w twarz uderzyło mnie ostre, lodowate powietrze. Wiatr momentalnie dostał się pod koszulkę i przedzierając przez materiał shortów i rajstop. Zrobiło mi się tak zimno, ale uparcie zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o ścianę budynku, tuż obok nich.
Zerkając kątem oka na nowe osoby pojawiające się przed klubem, sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z nich do połowy opróżnioną paczkę papierosów. I już po chwili raczyłam delektować się trującymi toksynami.
Wpatrywałam się w biały dym na tle ciemnego nieba przez dłuższą chwilę. Jak zahipnotyzowana, zignorowałam nawałnicę myśli; zostawiłam tylko ciche piszczenie w uszach i echo głośnej muzyki
Otrząsnęłam się, dopiero gdy czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się wyraźnie na ten niespodziewany dotyk i szybko spojrzałam na właściciela ręki. Mimo że dalej czułam ten nieprzyjemny uścisk w piersi, chciałam i miałam nadzieję zobaczyć Cześka. Jaki zawód zagnieździł się w serduszku, gdy zamiast niebieskich oczu zobaczyłam twarz zarośniętą brodą i pooraną zmarszczkami. Momentalnie napięłam wszystkie mięśnie i odsunęłam się nieznacznie. Od razu pożałowałem wyjścia na zewnątrz. Ależ spokojnie! Miałam jeszcze papierosa, a to zawsze jakaś forma obrony. Nikt przecież nie lubi mieć żaru w oczach.
– Roger, ale nie dotykamy panienki – inny mężczyzna złapał go z impetem za kurtkę i odciągnął ode mnie na kilka kroków. Odciągamy, uniósł tylko ręce w obronnym geście i mruknął coś pod nosem. – Bardzo przepraszam za kolegę, trochę za dużo wypił.
– Mmm... Nic nie szkodzi – odmruknęłam ściśniętym ze strachu głosem.
– Zauważyliśmy tylko, że pani pali.
Najwyższy z nich zaczął spokojnie wyjaśniać, prawdopodobnie powód ich zbiórki przy mojej osobie. Ja natomiast, słuchając uważnie, co ma do powiedzenia, spojrzałam na jeszcze dwóch panów opierających się o budynek po drugiej stronie. Cudownie... byłam całkiem sama w otoczeniu dorosłych i podpitych facetów. A szczerze myślałam, że ta sytuacja mnie ominie.
– Dlatego też chciałem w imieniu wszystkich moich kolegów spytać się, czy nie ma pani może zapalniczki?
Zapalniczka. A więc tylko tego chcieli. W porządku, to tylko zapalniczka. Dam im i sobie pójdą, prawda? Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu chcianego przez nich przedmiotu. Chcieli tylko tego, nic więcej... więc dlaczego nie mogłam ze spokojem odetchnąć z ulgą?
Podając im metalowy przedmiot, zaciągnęłam się gorzkim dymem tak bardzo, że z trudem stłumiłam kaszel. Czym prędzej pozbyłam się dymu z ust i spuściłam głowę, by nikomu nie spojrzeć w oczy. Patrzyłam się tylko ze łzami w oczach w palący się tytoń i słuchałam tylko, jak wesoło rozmawiają, odpalając swoje papierosy.

Czes? Dea?

sobota, 8 września 2018

Od Kaziego

Mimo że starał się odwlec jak najbardziej to, co nieuniknione, budynek rósł w jego oczach nieubłaganie. Green Hills. To w tym miejscu przyjdzie mu spędzić najbliższe lata życia. Przystanął i westchnął cicho, oglądając się za siebie. Mógł jeszcze zawrócić, ale czy tego chciał? Sam już tego nie wiedział. Do ostatniej chwili łudził się, że zdoła przekonać ojca do nauki w Stambule. I tak to szmat drogi od rodzinnej Adany, ale przynajmniej nadal byłby w ojczystej Turcji, nie zaś na Wyspach Brytyjskich. Zresztą najchętniej wcale nie opuszczałby rodzinnych stron, ale ojciec się uparł i nie było rady, trzeba było się pogodzić z losem. Zresztą tak naprawdę rozumiał motywację ojca. Wojna, która toczyła się tuż za miedzą. Setki imigrantów. Kurdyjskie działania niepodległościowe w Syrii i niepokojące zdarzenia w samej Turcji... Tylko nie potrafił zrozumieć, czemu musi wyjeżdżać aż tak daleko. Wiedział, że jakoś się tu odnajdzie, ale jednak zostawiał na długi czas wszystkich, na których mu do tej pory zależało. No tak, w dobie telefonów i internetu utrzymanie kontaktu to nie problem, ale to jednak nie to samo.

Powoli powłóczył nogami w kierunku kampusu. Specjalnie poprosił kierowcę, żeby wysadził go kilka kilometrów wcześniej, by dać sobie jeszcze nieco czasu na przemyślenie wszystkiego. Tylko nic to tak naprawdę nie dało.

Gdy dotarł tuż pod drzwi akademika, rzucił swoją dużą torbę podróżną na trawnik, jedyny bagaż, jaki miał w tej chwili przy sobie, i usiadł na niej. Reszta jego rzeczy miała dotrzeć przesyłką na dniach. Nie było sensu zabierać wszystkiego do samolotu i płacić krocie za nadbagaż. Jego rodzina może i była zamożna, ale doskonale znała wartość pieniądza i nie szastała nimi na prawo i lewo. Więc czemu tu go wysłali? Tak, było tu urokliwie. Wszystko było zadbane i widać, że komuś zależało na tym, żeby utrzymać wszystko w należytym porządku. Kadra dbała, żeby wychowankowie Green Hills mogli pochwalić się świetnym wykształceniem. Ale czy on tego potrzebował? Nigdy jakoś nie był szczególnie pilnym uczniem. Zawsze wystarczały mu przeciętne wyniki i nie sądził, by tutaj ktoś potrafił to zmienić.

Minuty płynęły, a on wpatrzony w dal siedział przed gmachem akademii, oddając się swoim rozmyślaniom.

Nowy uczeń


OD Delii DO Michaela

Zastanawia mnie, po co zmieniłam szkołę miesiąc przed zakończeniem roku. Najgorsze jest to, że ja sama nie znam odpowiedzi.
Może chciałam się uwolnić od monotonnych relacji, od braku chęci, od zapachu gnijącej duszy... A moźe po prostu zapragnęłam spełnić swoją zachciankę od zaraz, tak, to powiedzą ludzie.
Po zakończeniu roku wyjechałam, ale nie dojechałam do domu. Nie dałam rady, stchórzyłam... Bałam się, że wrócę do starych zajęć, zostanę zamurowana. W ostatniej chwili zrezygnowałam z samolotu do domu i pojechałam do przyjaciół z Edynbuga. Nie obeszło się oczywiście bez urażonej rodzicielki i zawiedzionego społeczeństwa, ale ja mogłam kontynuować sielankę.
Teraz siedziałam w taksówce na miejscu pasażera i rozkoszowałam się ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, wdychając ten sierpniowy zapach mijającego lata pomieszany z zapachem starego samochodu i kurzem. W moich uszach rozbrzmiewała, jak na złość, piosenka o początkach, porankach.
- Będzie dzwadzieścia funtów- powiedział kierowca poprawiając lusterko, następnie spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.
Zapłaciłam i wyszłam z taksówki, moim oczom ukazała się szkoła, której nie zdążyłam jeszcze dobrze poznać. Poprawiłam pukiel włosów zasłaniający oczy, po czym wyjęłam walizki z bagażnika.
- Chole...- rzuciłam, widząc, że kółko walizki zaklinowało się między kratkami studzienki kanalizacyjnej.
Gdy wreszcie, za kolejnym, mocnym szarpnięciem wydostałam walizkę z rozmachu uderzyłam łokciem chłopaka idącego po chodniku.
- Uważaj!- blondyn zgiął się w pół, a gdy wreszcie się wyprostował rozpoznałam go od razu. Był to wysoki złotowłosy, który pierwszego dnia zawitał do mojego pokoju.
- Oh to ty... Michael, tak?- pochyliłam się nad nim i ze zmartwioną miną pomogłam się wyprostować- Nic ci nie jest? Mocno dostałeś?- ten z grymasem bólu spojrzał na mnie, a moja sceptyczna dusza doszukała się w tym bólu wyrzutów. Nie jest jednak miarodajna, bowiem sceptycyzm taki nie jest.
- Nie, jest okej..- powiedział wreszcie, po czym zmuszając się na uśmiech, zauważył- masz twarde łokcie!
- Najmocniej przepraszam... Dostałeś w brzuch? Muszę bardziej uważać- uśmiechnęłam się przepraszająco spoglądając w jego piwne oczy.
Po wymienieniu jakże zbędnych uprzejmości, o czym nie omieszkałam wspomnieć, chłopak zaczął się oddalać.
Nagle, pod wpływem chwili i ciepłych promieni, które miło muskały mój policzek postanowiłam zrobić coś głupiego... Jak to ja, bo jakoś trzeba rozpocząć rok szkolny, prawda?
- Hej- krzyknęłam, a Michael odwrócił się- Może chciałbyś gdzieś wyjść razem?
Nie wierzę, że to zrobiłam... Myślałam, że spalę się ze wstydu... To było zupełnie niepodobne do mojej małej szarej osoby...

Michael?

Nowa uczennica!


wtorek, 4 września 2018

Od Antonia CD Toriel

Cały czas obserwowałem dziewczynę. Zastanawiałem się, czy ona nie zdaje sobie sprawy z tego, że procenty już zaczęły uderzać jej do głowy, czy po prostu nie przyjmowała tego do świadomości.
Na razie jednak się nie awanturowała ani nie robiła nic, co łamałoby zasady klubu. Nawet dała napiwek... No cóż. Była bardzo otwarta.
Gdy chciała kolejne Mojito, robiłem jej kolejne. I następne, pilnując ją jednak i odstraszając facetów równie na bani co ona.

Przez cały ten czas wpatrywała się we mnie niczym ciele w malowane wrota. Te kilka, kilkanaście drinków później stwierdziłem, że dość jej mocnych trunków i każde kolejne zamówienie było porcją wody z sokiem z limonki i miętą. Wydawało się że nie widziała różnicy.
Dziwne było to, że ani razu nie była w toalecie. Musiała mieć naprawdę mocny pęcherz... Szacunek się należy.

Po pewnym czasie przestała zamawiać. Siedziała jedynie, wciąż we mnie wpatrzona. Aż tu nagle...
Zręcznie pomimo upojenia wdrapała się na bar, zeskoczyła z niego prawie łamiąc nogi i uczepiła się mnie, gdy próbowałem ją podtrzymać. Cały czas chichotała.
- Oj, tobie już na pewno starczy... Może ktoś po ciebie przyjechac? Albo chociaż odebrać cię z taksówki?
- Njheee.... Myheszzkam ssshaamaa... - wymamrotała, klejąc się do mnie. Dosłownie nie mogłem jej od siebie odczepic. I co ja mam z nią zrobić?!

...pomimo że myślałem, że jestem na tyle przy zdrowych zmysłach, by nigdy nie sprowadzić do domu nic innego oprócz piskląt które wypadły z gniazda, okazało się, że jednak całkowicie mi odbiło.
Szef puścił mnie do domu. Tłum zaczął się przerzedzać, więc pomoc nie była już potrzebna.
I tak oto stałem teraz na parkingu, próbując załadować pijaną dziewczynę na siedzenie pasażera w moim pick-upie. Szło ciężko, ale wreszcie udało mi się bezpiecznie ją zapakować. Wiedziałem, że będę tego żałował. Już to czułem.

Szybko dotarliśmy do mnie. Jak na złość okazało się, że Toriel oblała się którymś z napojów. Byłem zmuszony przebrać ją w jedną ze swoich koszulek.
Już prawie leżała w pokoju gościnnym, owinięta kołdrą jak naleśnik, gdy nagle znów zaczęła chichotać, przerywając swoje ciągłe mamrotanie.
- Siusiu. - zaczęła się domagać. No, każdy pęcherz ma swoje limity. Nie. Ma wyjścia..
Zabrałem ją do łazienki, mając nadzieję, że będzie w stanie sama sobie poradzić.
Przynajmniej w takiej mierze miałem szczęście. Gdy dosarczyłem ją do łazienki sama zajęła się swoją potrzebą, pamiętając nawet o umyciu rąk i podciągnięciu majtek, chociaż w tych drugich znalazła się wtedy cała koszulka.
Przy kolejnej próbie położenia jej do spania osiągnąłem sukces. Zasnęła momentalnie....
...zapowiada się ciekawy poranek

< Śpiąca krolewno~? >

poniedziałek, 3 września 2018

Od Toriel CD Antonia

Przyglądałam się barmanowi z ogromnym zainteresowaniem. Byłam ciekawa, bo przypominał mi kogoś, kogo znałam jak byłam młodsza. Ten ktoś uratował mi życie, ten ktoś... Ten ktoś mnie pocałował, a potem mnie uratował za cenę samego siebie. Byłam mu tak wdzięczna. Antonio, chyba tak miał na imię. Tak dawno nie przypominałam sobie go, patrząc w artykuł w internecie. Powinnam. Obiecałam przecież samej sobie, że to właśnie on zdeterminował mnie do pisania mojej pierwszej książki, która była tak naprawdę moim pamiętnikiem. Jedyne co, to pozmieniałam imiona, nazwy ulic. Sama ja jednak wiedziałam, że tym chłopakiem o imieniu Fernando był Antonio, a ta pechowa dziewczyna o imieniu Sinnlig była tak naprawdę mną. Znowu odleciałam. Pokręciłam kilka razy głową, a następnie pokierowałam wzrok na barmana, który podał mi moje zamówienie. Uśmiechnęłam się zalotnie, nieco opierając o blat.
- Dziękuję, panie barmanie. Cóż, chcę się bawić, a taki shot na rozluźnienie zawsze jest dobry. A co do drinka, bardzo go lubię. - powiedziałam z uśmiechem i wzięłam słomkę do ust, aby napić się alkoholu. - Może zechciałby pan ze mną porozmawiać? Muszę się rozkręcić. - dodałam, zadziornie się do niego uśmiechając.
- Oczywiście. Mogę robić nawet za spowiednika - powiedział, słodko się uśmiechając.
Mężczyzna naprawdę był zachwycający, przystojny i przypominał mi Antonio. Podałam dłoń barmanowi, uroczo się szczerząc do niej.
- Jestem Toriel.
- A ja Antonio.
Antonio... On to też Antonio. I jest do niego podobny. Dlaczego... Dlaczego teraz? Nieco zaskoczona, przygryzłam nerwowo wargę, po czym uderzyłam shota. Nieco się skrzywiłam, zapijając go Mojito. Popatrzyłam potem znowu na barmana, uśmiechając się nieco nerwowo.
- Miło mi pana poznać... Cóż tak przystojny mężczyzna robi za barem, skoro może robić za modela. - powiedziałam, uśmiechając się do niego figlarnie.
- Hah, robię to co kocham. A co taka piękna kobieta robi w tak małej mieścinie, gdy mogłaby zostać aktorką?
- Skarbie, wystarczy mi pieniędzy. Gram w miejscowej reprezentacji koszykówki. Poza tym, moi rodzice to żyłka złota. - zaśmiałam się. - Nie narzekam na brak sławy, a poza tym... - palcem wskazującym dotknęłam podbródka mężczyzny i nieco zbliżyłam do siebie jego twarz. - Tylko w takich małych miasteczkach spotyka się takich przystojniaków... - szepnęłam.
- Hm, czy ten shot na pewno nie był zbędny? Mojito tutaj też jest mocne.
- Nie jestem jeszcze pod wpływem alkoholu mój drogi. To tak szybko nie działa. - zaśmiałam się, patrząc mu w oczy. - Nie podoba ci się moje zachowanie, Antonio?
- Raczej chodzi mi o to, żebyś na siebie uważała. Różne typy się tu kręcą.
- A jak ci powiem, że będę tutaj siedziała obok ciebie całą imprezę, to dasz mi jeszcze jedno Mojito? - zapytałam, opierając głowę o dłonie, a łokcie o blat.
- Jeśli będziesz grzeczna~
Po tych słowach, chłopak zabrał się za robienie dla mnie kolejnego drinka. Zadowolona patrzyłam na jego pracę, dostrzegając wiele podobieństw do tamtego Antonio. Nie był to tylko wygląd... Jego zachowanie też się zgadzało. Po chwili kiedy mi podał napój, poprzedni już dopiłam i odstawiłam. Wzięłam od razu drugi do dłoni, sącząc go przez słomkę.
- Antonioo... - powiedziałam, a kiedy ten zwrócił na mnie uwagę, wyjęłam z portfela o wiele większą sumę niż za kilkanaście drinków i wsunęłam mu to do kieszeni w koszuli.
Złapałam go potem za nią i do mnie go przyciągnęłam. Pochyliłam się do jego ucha.
- Dziękuję ci... A to już na zapas i razem napiwek dla tak przystojnego barmana...
Kiedy to powiedziałam, pocałowałam delikatnie jego policzek i wróciłam do picia drinka z uśmiechem. Patrzyłam ciągle w oczy mężczyźnie. Tak, to na pewno był mój Anvas... Pachnie tak samo...
< Antoniuś? :3 >

sobota, 1 września 2018

Od Antonia CD Toriel

Tak właściwie nie była to moja zmiana, ale gdy szef zadzwonił do mnie, wręcz błagając, bym przyszedł i pomógł, nie potrafiłem mu odmówić. I tak był piątek, a ja nie miałem dosłownie niczego do roboty. Miałem więc wybór, cały wieczór siedzieć w domu, albo spędzić trochę czasu w klubie i mieć okazję do nawiązania jakiejś miłej rozmowy z kimś innym niż z Frytką. Nie, nie frytką-frytką, ziemniaczaną, tylko z Frytką, moją papugą. Chociaż właściwie to  Frytkiem...Niby samiec, ale mówi o sobie w formie żeńskiej. Mówiąc krótko, mam papugę transwestytę.
Gdy tylko połączenie się skończyło przebrałem się w strój roboczy, a Frytce wyciągnąłem zabawki i smakołyki. Potrafił sam się sobą zająć.
Już w drzwiach zawołałem do niego, by był grzeczny i pilnował domu.
- Gragh! Spadaj! - usłyszałem jedynie w odpowiedzi. Uśmiechnąłem się pod nosem i wyszedłem. Zawsze był taki miły.

Wieczór był bardzo miły. Jak zwykle Lexus był pełen ludzi, którzy albo przyglądali się pokazom, albo tańczyli na parkiecie, albo też przesiadywali przy barze i zamawiali coraz to kolejne drinki. Miło się rozmawiało.
W pewnej chwili na wysokim stołku zasiadła dziewczyna, ubrana wyjątkowo wyzywająco. Jej czerwona sukienka przyciągała wzrok.
Podszedłem do niej.
- Witam w Lexusie. Co podać? - zapytałem z uśmiechem, poprawiając okulary na nosie. Robiłem to z przyzwyczajenia, mimo że bardzo dobrze się trzymały.
- Virgin Mojito. I shot. - odpowiedziała po prostu, a ja od razu zabrałem się do przygotowania koktajlu. Tonik, limetka, mięta. Kobiety często zamawiały Mojito, ale rzadko kiedy ktoś zaczynał wieczór od shota. Podałem jej jednak zamówienie.
- Proszę bardzo, VM oraz shot. Chociaż, czy to nie za wcześnie żeby pić shoty? Noc jeszcze młoda - zagadnąłem.

< Toooori? >

Theme by Bełt