niedziela, 16 września 2018

Od Nory CD Daevy, Czeslava

– Gdzie? – spytałam, całkowicie zmieniając ton głosu z nijakiego na ten oznaczający zdziwienie i niedowierzanie w jednym.
Gdy tylko usłyszałam słowo „Lexus”, w mojej głowie niemalże od razu pojawiło się skojarzenie z klubem nocnym, albowiem już gdzieś słyszałam tę nazwę. Nie, nie słyszałam — widziałam.
W pamięci zaczęłam szukać wspomnienia związanego z szyldem, rażącym wręcz ilościami neonowych kolorów i świateł, a im bardziej zagłębiałam się w to wspomnienie, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że mówią o tym samym miejscu. Miejscu przepełnionym alkoholem, głośną muzyką, napalonymi mężczyznami i erotyzmem.
„No to zajebiście” – westchnęłam ciężko w myślach. Kompletnie nie wyobrażałam sobie siebie samej w centrum tego wszystkiego. Na samą myśl, aż skręcało mnie w żołądku.
Póki Daeva była w pomieszczeniu, twardo utrzymywałam tą samą, zdziwioną minę, by w żaden sposób nie odstawać od innych - Czeslav i Michael byli równie zaskoczeni pomysłem szatynki, co ja. Poczułam więc ogromną ulgę, kiedy dziewczyna wyszła w podskokach. Od razu na mojej twarzy pojawił się grymas niezadowolenia, a w głowie ruszyły wszystkie trybiki, produkując dobre wymówki, na zostanie w ten wieczór w czeluściach mojego pokoju.
– Nie spodziewałem się takiej propozycji na spędzenie czasu... – odezwał się Misiek, unosząc brwi prawie że do sufitu i drapiąc się po głowie.
– Ja nie spodziewałem się wypomnienia mi takiej rzeczy! – pffyfnął Ches.
– No, no, braciszku, ale teraz przynajmniej wiem, gdzie tak znikałeś na całe noce – zaśmiał się blondyn.
– Nawet mnie nie wkurwiaj... – warknął ostrzegawczo drugi.
Widząc, w jakim kierunku po raz kolejny zmierza rozmowa współlokatorów, stwierdziłam, że pomimo braku jakiejkolwiek wartej wykorzystania wymówki, wypadałoby się odezwać.
– Ja odpadam – mruknęłam cicho, choć to w zupełności wystarczyło. Uwaga dwóch chłopaków – zwrócona! No, to teraz można uciekać.
– Nori, no co ty teraz? – zdziwił się Czesiek.
– Nie na tym polegają wyjścia integracyjne.
– Oh! Czyżby pan Wielki Przewodniczący dał się namówić na wyjście do klubu ze streap-teesem?
– Ty sznyclu jeden...
– Chłopaki! – uniosłam głos, niemal krzycząc błagalnie, by dali już spokój. Nie miałam ochoty patrzeć na kolejną przepychankę dwóch przedszkolaków. – Błagam was... przestańcie w końcu.
Chwyciłam za torbę, narzucając ją przez ramię i spojrzałam na jednego z drugim, gotowa do wyjścia.
– Nie mam ochoty iść. To nie są moje klimaty.


Następnym razem, jak powiem „NIE” w geście odmowy dla dobra mojej psychiki, samopoczucia i komfortu, powinnam być bardziej stanowcza. I to „bardziej” przed duże „B”. Ponieważ teraz muszę przeżywać prawdziwe katusze. Pomimo że tylko stałam i obserwowałam bez słowa scenę rodem ze słabego kabaretu, chciałam zapaść się pod ziemię. Autentycznie, poziom mojego zażenowania i chęci jak najszybszej ucieczki przerósł Dubajską Wieżę. Na podłodze leżał Czesiek, duszący się ze śmiechu na sam widok leżącego tuż obok Michaela, ale duszącego się przez biust Dei. Doprawdy... Aż zaczęłam się zastanawiać, która z nas jest bardziej zawstydzona – ja czy Daeva.
Odwróciłam wzrok i wyciągnęłam telefon, niemal od razu zatapiając nos w tafli ekranu.
„Tylko bądź dostępny, tylko bądź dostępny” – błagałam w myślach. Isak był teraz moją jedyną deską ratunku... Która, jak się chwilę później okazało, była zbyt daleko. – „No to fajnie...”
– Dobra... idę się ogarnąć do kibla – usłyszałam, jak Czesiek ledwo wymawia to krótkie zdanie. Podniosłam więc wzrok znad telefonu, chowając go przy okazji do kieszeni spodni i rozejrzałam się po pomieszczeniu za ludźmi. Rudy kolega zniknął w okamgnieniu, a Michael z Daevą zaczęli przepraszać się nawzajem, powoli zmierzając w głąb tego dziwnego pomieszczenia. Jak ślepa owca za pasterzem poszłam w ślad pary, co szybko okazało się niepotrzebnym ruchem.
– Jakby co, to idę do toalety – oznajmiłam, widząc, że ów dwójka zaczyna się jakoś dogadywać. Nie miałam zamiaru się w to wtrącać, zwłaszcza że naprawdę nie chciałam tutaj być.
– Trafisz? – spytała się dziewczyna.
– Bez problemu – uśmiechnęłam się sztucznie, kłamiąc.
Nie minęła sekunda, a już byłam na zewnątrz, rozglądając się dookoła, w poszukiwaniu rudej głowy.
Czeslav mimo wszystko był jedyną osobą w szkole, z którą najlepiej mi się dogaduje, i najbardziej zależy mi na jego towarzystwie. Tylko przy nim czuję się tak swobodnie...
Podeszłam do barierki i zacisnęłam na niej dłonie. Skrzywiłam się na sam widok roju ludzi. Ciężko będzie znaleźć jedną osobę w takim gąszczu osób. Sporo kręciło się przy barze, ale najwięcej ludu siedziało na skórzanych kanapach tuż przy stanowiskach, gdzie tańczyły półnagie, albo prawie nagie dziewczyny. Przeszłam kilka kroków, przeciskając się pomiędzy ludźmi. Wzrokiem wodziłam za jakimkolwiek znaczkiem oznaczającym toalety, bo w końcu tam miał się udać chłopak. Niestety migające światła, wszechobecny półmrok i las ludzi tylko mi przeszkadzały. Nie poddawałam się jednak. Cały czas szukałam — po czasie nawet nie wiedziałam czego. Patrzyłam się ślepo na tłum, wchodząc coraz bardziej w głąb.
Stanęłam na chwilę, kompletnie zagubiona i fizycznie, i psychicznie. Wzięłam głęboki wdech. Do nozdrzy dostał się zapach alkoholu, perfum i wody kolońskiej, wymieszany z zapachem, którego nie byłam w stanie określić.
„Ogarnij się, dziewczyno” – skarciłam się w myślach – „ogarnij się i go znajdź” – Przetarłam oczy i ruszyłam dalej.
Myślałam, że kiedy w końcu zobaczę Cześka, na mojej twarzy pojawi się cień uśmiechu — jak zawsze, kiedy go widzę. Nie sądziłam jednak, że będzie zupełnie na odwrót. Coś momentalnie ścisnęło mi serce, a w oczach pojawiły się łzy, nogi stały się jak z waty.
Siedział na jednej z tych skórzanych kanap wśród innych i z podziwem na twarzy oglądał rozbierany pokazik.
Spuściłam wzrok, i zacisnęłam usta w wąską linię. A więc i on był zajęty...
Westchnęłam ciężko, nie mogąc uwierzyć w swoje zachowanie. Podświadomość zaczęła się rzucać i pytać przez krzyk, dlaczego zaczęłam tak mięknąć, a ja nie byłam w stanie w ogóle jej odpowiedzieć. Po prostu odwróciłam się i skierowałam do wyjścia, bo tylko to przyszło mi do głowy. Po prostu wyjść.
Wychodząc z głównej sali (przy okazji przeciskając się przez tłum pijanych dziewczyn i chłopaków dobierających się do siebie nawzajem) pozostało mi jeszcze pokonanie długiego korytarza.
Przy suficie wisiały malutkie, ledowe, oczywiście w różowo-fioletowym kolorze lampki w kształcie okręgów. Podłoga wyłożona szarym granitem skutecznie przyciągała mój wzrok, kiedy tylko kogoś mijałam, a donośnie kroki moich zimowych botek mocno kontrastowały z krzykliwym stukotem eleganckich butów i szpilek. Miałam wrażenie, że te dźwięki odbijają się tępym echem, a korytarz z każdym mijanym metrem, wydłużał się. I jeszcze ta stłumiona muzyka. Jakbym była w jakimś filmie.
Nawet nie wiecie, jak bardzo byłam z siebie zadowolona, że udało mi się przejść przez cały ten klub nie obmacana, nie stratowana, a co najważniejsze, że w ogóle udało mi się przeżyć. Zasłużyłam więc na garstkę świeżego powietrza i papierosowego dymu dla chwilowego odstresowania się.
Po otworzeniu masywnych drzwi, w twarz uderzyło mnie ostre, lodowate powietrze. Wiatr momentalnie dostał się pod koszulkę i przedzierając przez materiał shortów i rajstop. Zrobiło mi się tak zimno, ale uparcie zamknęłam za sobą drzwi, opierając się o ścianę budynku, tuż obok nich.
Zerkając kątem oka na nowe osoby pojawiające się przed klubem, sięgnęłam do torby i wyciągnęłam z nich do połowy opróżnioną paczkę papierosów. I już po chwili raczyłam delektować się trującymi toksynami.
Wpatrywałam się w biały dym na tle ciemnego nieba przez dłuższą chwilę. Jak zahipnotyzowana, zignorowałam nawałnicę myśli; zostawiłam tylko ciche piszczenie w uszach i echo głośnej muzyki
Otrząsnęłam się, dopiero gdy czyjaś dłoń spoczęła na moim ramieniu. Wzdrygnęłam się wyraźnie na ten niespodziewany dotyk i szybko spojrzałam na właściciela ręki. Mimo że dalej czułam ten nieprzyjemny uścisk w piersi, chciałam i miałam nadzieję zobaczyć Cześka. Jaki zawód zagnieździł się w serduszku, gdy zamiast niebieskich oczu zobaczyłam twarz zarośniętą brodą i pooraną zmarszczkami. Momentalnie napięłam wszystkie mięśnie i odsunęłam się nieznacznie. Od razu pożałowałem wyjścia na zewnątrz. Ależ spokojnie! Miałam jeszcze papierosa, a to zawsze jakaś forma obrony. Nikt przecież nie lubi mieć żaru w oczach.
– Roger, ale nie dotykamy panienki – inny mężczyzna złapał go z impetem za kurtkę i odciągnął ode mnie na kilka kroków. Odciągamy, uniósł tylko ręce w obronnym geście i mruknął coś pod nosem. – Bardzo przepraszam za kolegę, trochę za dużo wypił.
– Mmm... Nic nie szkodzi – odmruknęłam ściśniętym ze strachu głosem.
– Zauważyliśmy tylko, że pani pali.
Najwyższy z nich zaczął spokojnie wyjaśniać, prawdopodobnie powód ich zbiórki przy mojej osobie. Ja natomiast, słuchając uważnie, co ma do powiedzenia, spojrzałam na jeszcze dwóch panów opierających się o budynek po drugiej stronie. Cudownie... byłam całkiem sama w otoczeniu dorosłych i podpitych facetów. A szczerze myślałam, że ta sytuacja mnie ominie.
– Dlatego też chciałem w imieniu wszystkich moich kolegów spytać się, czy nie ma pani może zapalniczki?
Zapalniczka. A więc tylko tego chcieli. W porządku, to tylko zapalniczka. Dam im i sobie pójdą, prawda? Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu chcianego przez nich przedmiotu. Chcieli tylko tego, nic więcej... więc dlaczego nie mogłam ze spokojem odetchnąć z ulgą?
Podając im metalowy przedmiot, zaciągnęłam się gorzkim dymem tak bardzo, że z trudem stłumiłam kaszel. Czym prędzej pozbyłam się dymu z ust i spuściłam głowę, by nikomu nie spojrzeć w oczy. Patrzyłam się tylko ze łzami w oczach w palący się tytoń i słuchałam tylko, jak wesoło rozmawiają, odpalając swoje papierosy.

Czes? Dea?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt