wtorek, 27 listopada 2018

Od Nory CD. Czelava

Zerwałam się ze snu, obudzona przez trzask naczyń, a że drzwi do pokoju były otwarte na oścież (a sam pokój miałam zaraz obok kuchni) hałas był przerażający. I widocznie nie tylko ja zostałam tak perfidnie obudzona, Czesiek też się nagle zerwał. Spojrzałam na jego zaspaną mordkę i uśmiechnęłam się lekko; pomyślałam, że wspólnie zaczniemy nowy dzień, jednak po krótkiej, niezrozumiałej dla mnie wymianie zdań chłopak padł twarzą w poduszki.
Zamrugałam mocniej kilka razy ze zmarszczonymi brwiami i wykrzywioną twarzą. Przetarłam oczy wierzchem dłoni i z lekko zamazanym obrazem, spojrzałam na padniętego chłopaka. Oparłam brodę na dłoni i oglądałam ten cudowny obrazek przez dobre kilka minut, dopóki zza ściany nie usłyszałam siarczyste „kurwa” z ust matki. Musiałam więc na chwilę opuścić i ciepłe łóżko i Cześka na rzecz wyższych racji.
Wydawać się mogło, że przed chłodem kuchennego gresu chroniły mnie grube, puchate skarpetki z motywem sarnich racic, ale jak bardzo się myliłam. Zimna podłoga od razu dała mi znać, że mam dziurę, i to niemałą, gdzieś w okolicach pięty i dużego palca. Przynajmniej szlafrok miał dobre grzanie.
Weszłam do kuchni, z nadzieją, że nic złego się nie wydarzy. Zmusiłam się nawet do uśmiechu, by podtrzymać jeszcze w miarę dobrą relację z matką. I przypominając sobie wczorajszy wieczór, gdy dość pretensjonalnie traktowała każdy mój ruch, tak tego ranka, było naprawdę w porządku. Nie spodziewałam się, że mimo dość wielkiego bałaganu na blacie i sterty naczyń w zlewie na jej twarzy będzie widniał szczery uśmiech.
– Cześć – odezwałam się niepewnie, grabiąc się lekko i chowając przy tym dłonie w kieszenie szlafroka.
– Już nie śpisz? – uniosła zaskoczona brwi. – Co tak wcześnie?
Spojrzałam na godzinę, świecącą pomarańczowymi cyframi na zegarze piekarnika. Uniosłam brwi jak przed chwilą moja rodzicielka, bo aż tak wcześnie nie było - zaledwie kilka minut po dziesiątej. To chyba jeszcze zalicza się do ranka, tak?
– Obudził mnie trzask naczyń. Wszystko w porządku? – zapytałam z grzeczności, bo rozbitego szkła nigdzie nie było.
– Tak, tak, tylko mogłabym cię prosić, żebyś wyszła mi do sklepu po jedną rzecz?
Doskonale wiedziałam, że według matki „jedna rzecz” to w rzeczywistości „cała reklamówka zakupów” i jeśli się zgodzę, to na pewno będę musiała obejść kilka sklepów w poszukiwaniu chcianego przez nią produktu, ale nie miałam wyboru. Gdybym odmówiła, od razu zrobiłaby mi lekcję dobrego wychowania, a że nie chciałam tego słuchać i - po raz kolejny powtórzę - miałam szczere chęci nie kłócić się z nią przez święta, to po prostu się zgodziłam (a wewnętrznie ryczałam, bo zimno, bo spać, bo Czesiek, bo tak).
Zlecone zostało mi pójście do sklepu znajdującego się niedaleko po - kto by się tego spodziewał! - po kostkę margaryny, bo jak się okazało, zabrakło do ciasta (z kolei trzeciego).
Tak więc, podczas gdy matka wyciągała z portfela jakieś drobne, ja wróciłam do pokoju. Spojrzałam na laptopa, który leżał na środku łóżka ze zgaszonym ekranem. Podeszłam do niego i wybudziłam go ze spoczynku, sprawdzając, czy Czesiek przypadkiem czegoś nie napisał. Żadnej wiadomości jednak od niego nie znalazłam. W przeciwieństwie do Isaca, który nawet w tamtej chwili pisał nowe wiadomości. Okazało się też, że coś musiało zakłócić sygnał ich połączenia, ponieważ obraz z kamerki  rudego przyjaciela był czarny.
Posmutniałam nieco i zdecydowałam się na wyłączenie skype’a, pisząc od razu Cześkowi wiadomość na messengerze:
< Dzień dobry, leniuchu :>
< Jakby co, to jestem cały czas na messie
I tak przy okazji otworzyłam chat z Isaciem, czytając ostatnie wiadomości… a było ich sporo.
– Idziesz, czy nie? – usłyszałam w tym samym momencie głos matki. Westchnęłam w duszy, przewracając przy tym oczami i uspakajając ją słowami „Tak, idę, idę” zaczęłam przebierać piżamę na zwykłe wyjściowe spodnie.

Westchnęłam cicho i przetarłam oczy, nie mogąc się zdecydować, którą margarynę wybrać. Tak! Oto problemy nastolatki, najpotworniejsze z najpotworniejszych. I wy myślicie, że młode kobietki stoją pół godziny w drogerii i wybierają kolor szminki albo którą maskarę lepiej wybrać? Jaki lepszy szampon do włosów? A jaka odżywka lepiej odżywi? To co do jednego macie rację, kobieta ma zawsze ciężko z wyborem.
„Gdyby tylko to było moim jedynym zmartwieniem” – pomyślałam – „byłabym najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie”
Wzięłam w dłonie dwie kostki różnych marek i spojrzałam na cenówki, starając się odnaleźć te właściwie, bo jak zawsze był wielki misz-masz. W każdym razie po znalezieniu kartki z ceną i kolejnym, dokładnym przeanalizowaniu, zdecydowałam wybrać tą tańszą. Jeszcze dostałbym opieprz, że po co kupuję takie drogie, zupełnie jak zrobiono mi wyrzuty o sól. Tak, o sól.
Będąc jeszcze małym gówniakiem, nieogarniającym życia jeszcze bardziej niż teraz (tak, tak się da) matka wysłała mnie po zakupy, albowiem ona miała ważniejsze rzeczy na głowie i jako posłuszna córka, wyszłam do sklepu. Jedna z rzeczy, jaką miałam kupić była sól, a że pierwsza w oczy rzuciła mi się sól morska, takową właśnie wybrałam. Oczywiście był to zakup nietrafiony, za co musiałam znosić lamenty matki. Chociaż nie wspominam tego aż tak źle, ona chyba tak samo…

Tym razem weszłam do domu z butami ściągniętymi jeszcze na wycieraczce. Na moje szczęście, poskutkowało to cudowną ciszą, gdy ta wychyliła głowę z kuchni.
– I co, masz wszystko? – dobiegł jej głos.
Przeszłam całą długość holu i schowałam płaszcz z szalikiem do szafy, a zaraz po tym zaniosłam reklamówkę z zakupami do kuchni.
– Mam nadzieję, że kupiłam dobrą. W czymś ci pomóc?
– Na razie nie, zawołam cię jak coś.
Odpowiedziałam zwykłym „okay” i ruszyłam w stronę pokoju. Z kieszeni spodni wysunęłam telefon, sprawdzając, czy mam jakieś nieodebrane wiadomości. Było ich kilka, od Isaca.
> To miło, że kogoś tam poznałaś
< Taaa… jest jedna bardzo spoko chłopak, kilka osób też jest okay. Reszty nie znam
> Opowiesz mi coś więcej o nim?
< Nim?
> No tak XD
> Kim musi być ten rodzynek, skoro zdobył sympatię, oh, samej Nory Paresky?
< Nie wygłupiaj się… ^^’
< To kolega z klasy… znaczy już nie z klasy, bo się przeniósł.
> Już się z nim nie widujesz?
< No coś ty! Właśnie prawie na okrągło ^^’
> Mhm..
Chwila ciszy ze strony chłopaka sprawiła, że zaczęłam się nieco niecierpliwić. Położyłam się na boku i włączyłam dla zabicia czasu jakąś grę, która bardzo szybko mi się znudziła. Na szczęście telefon zawibrował, a z głośniczków wydobył się dźwięk nowego powiadomienia. Mój mózg był nastawiony na odpowiedź internetowego przyjaciela, jednak jaka radość wypełniła moje serce, gdy okazało się, że to był nikt inny jak Czesiek.

Czes Czes?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt