sobota, 6 października 2018

Od Lucie CD Aksela

Stałam już zdecydowanie pewniej na nogach - w lekkim rozkroku, na mniej śliskich kamieniach, gdzie upadek już mi nie groził - a przynajmniej taką miałam nadzieję. Za to coś czułam, że właśnie z kłopotów wybawił mnie kolejny kłopot - cóż, ten przynajmniej wydawał się być całkiem sympatyczny. Przechyliłam lekko głowę, próbując odgadnąć narodowość chłopaka. Wysoki, szczupły, ale też muskularny, co mogłam dostrzec nawet pomimo jego zimowego stroju, twarz dość długa, cera jasna, włosy wręcz śnieżnobiałe - kojarzył mi się z mieszkańcem Północy - być może Półwyspu Skandynawskiego? Czyżby Szwed? Miśka wyjątkowo ich lubiła, zwłaszcza za zespół Sabaton, chociaż ich muzyka niespecjalnie do mnie przemawiała, ale za to byłam całkiem ciekawa, jak to jest żyć w ich kraju choć przez trochę - kiedyś bardzo chciałam wyjechać tam na kilka miesięcy, żeby chociażby i tam pracować przez większość czasu. Cóż, dalej nie porzuciłam tej myśli, jak mam być szczera... ale tymczasem chłopak paplał dalej, więc skupiłam się na jego słowach - babcia zawsze powtarzała, że ani damie, ani dżentelmenowi nie wypada się wyłączyć, kiedy ze sobą rozmawiają, a już zwłaszcza podczas pierwszego spotkania - miała wtedy na myśli zapewne bardziej oficjalne okoliczności, ale tak czy siak wolałam usłuchać jej rady.
- Cała przemokłaś... Na pewno marzniesz. Co powiesz na kawę? Albo herbatę? Powinnaś się jak najszybciej ogrzać, bo jeszcze złapiesz jakiegoś bakcyla. Obiecuję, nie mam żadnych złych zamiarów! Po prostu chcę pomóc małemu, słodkiemu pieskowi... A jako że jego właścicielką jest taka urocza dama w potrzebie, to bardzo chętnie się zapoznam - mówił, ani na moment nie zmieniając spokojnego tonu głosu ani nie ścierając z twarzy przyjaznego uśmiechu. Wypisz, wymaluj, Alvaro jak się patrzy. - Mało znam tu ludzi. Och, zapomniałem. Nazywam się Aksel. Więc? Dasz się namówić?
- Lucie - dygnęłam lekko. - W pobliżu nie ma raczej żadnych kawiarni, prawda? Trzeba by przejść blisko pół miasta, a naprawdę, bliżej mam już do domu, więc, jeśli pozwolisz...
- Spokojnie, spokojnie, do mnie jest raptem trzy minuty drogi. Rozgrzejesz się czymś... gorącym, twojemu pupilowi również się to przyda, prawda? Lepiej nie stać tak długo na mrozie, lada chwila naprawdę może złapać jakieś paskudne choróbsko.
Miał rację. Owszem, przyznaję, był przekonywujący, ale wszystkie zasady, jakie zostały mi w życiu wpojone krzyczały "NIE" - nie przewraca się w zaspy, nie rozmawia się z nieznajomymi, a już na pewno nie chodzi się do ich domu, zwłaszcza jeśli są osobnikami płci męskiej, nawet jeśli to niczego sobie jej przedstawiciele. Z drugiej strony, byłam tu zdana na siebie - owszem, tym bardziej powinnam na siebie uważać, ale i miałam prawo zrobić czasem coś nie do końca mądrego. A nuż będzie całkiem... zabawnie? Lubiłam Chloe i kilka dziewczyn z klasy, owszem, miałam też stały kontakt z przyjaciółmi z Francji, ale tu nadal doskwierał mi trochę brak towarzystwa... cóż, męskiego. Owszem, po Cesarze obiecałam sobie dużo, dużo bardziej uważać, ale kto powiedział, że głupia herbata mnie do czegoś zobowiązuje.
- Prowadź więc, Akselu - poprosiłam. - I dziękuję za pomoc i gościnność.
- Och, jeszcze nie zdążyłaś nawet do mnie wejść, prawda? Śmiało, lada chwila i będziemy.
A i owszem - nie minęło pięć minut, jak dotarliśmy do Lewiston. Mieszka tu na stałe? A może wynajmuje tu i uczy się w Akademii? Studenci mieli spore zniżki, czytałam o tej okolicy naprawdę sporo, nawet jeśli koniec końców tu nie wylądowałam. Aksel chwilę mocował się z zamkiem, aż ten w końcu ustąpił - chłopak otworzył szeroko drzwi, zapraszając mnie gestem do środka. Ostrożnie weszłam, na progu strzepując śnieg z siebie i Pomme, który z ciekawością rozglądał się po wnętrzu, obwąchując meble - całe szczęście, nie próbował oznaczyć terenu.
- Pies w mieszkaniu ci nie przeszkadza? - zapytałam.
- Raczej nie zostawimy go na zewnątrz, prawda? - uśmiechnął się. - Wchodźcie śmiało, zapraszam. Kawy, herbaty? Wody dla psa?
Skinęłam głową.
- Dla mnie herbata. Owocowa, jeśli masz, bez cukru.
Chwilę pogrzebał miedzy szafkami, aż w końcu z widocznym zadowoleniem wydobył małą paczuszkę.
- Nie pogardzisz malinową, Lucie?
- Nie, dawno jej nie piłam. Dziękuję.
- Żaden problem - napełnił czajnik wodą i w międzyczasie wyciągnął jakąś plastikową miskę, którą przystawił do odkręconego kranu i postawił przy Pomme. Ten przez chwilę nieufnie patrzył a to na Aksela, a to na miskę, ale w końcu z wyraźnym zadowoleniem zaczął pić. Zdjęłam też z pupila mokry, zimny sweterek, a chłopak dał mi stary ręcznik, którym wytarłam uważnie buldoga.
- Wypiorę ci go, jeśli chcesz - mruknęłam.
- Nie trzeba - pokręcił głową. - Tobie dam zaraz jakiś sweter, zgoda?
- Nie, serio, herbata starczy - odwróciłam wzrok, ale Aksel już zdążył wyciągnąć z szafy gruby sweter.
Chwilę patrzyłam to na ubranie, to na chłopaka, zupełnie jak przed chwilą Pomme. W końcu jednak zdjęłam własny, lekko przemoczony i na podkoszulkę włożyłam ten Aksela. Pachniał lawendą.
- Dzięki - westchnęłam po raz kolejny, po czym usiadłam na krześle przy stole. - Ciepły.
- No widzisz - pokiwał głową, równocześnie podając mi herbatę. Sobie zrobił kawę, do której dodał mleka, nie szczędził też cukru. Zmarszczyłam lekko brwi.
- Czy to zaraz nie będzie bardziej cukier z kawą niż kawa z cukrem? - zapytałam.

< Aksel? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt