piątek, 5 października 2018

Od Michaela CD Lizawiety

Spacer w deszczu - czemu by nie! Jeszcze przed wyjściem do sklepu czułem, że może padać, więc zabrałem ze sobą ulubioną parasolkę w żółwie we wszystkich kolorach tęczy - prezent od przyjaciółki z Niemiec na urodziny - chociaż chmurzące się niebo i ciche pomruki burzy dobitnie świadczyły o tym, że ta wyprawa może słono kosztować mój nos. Jednak po całym dniu ślęczenia nad papierami i długim spotkaniu samorządu, paru lekcjach i dość ostrym treningu miałem naprawdę dość, a takie spacery zawsze wpływały na mnie orzeźwiająco - co więcej, do pokoju wpadł akurat nieco nachmurzony Czesiek, a naprawdę nie miałem teraz ochoty na jakąś małą sprzeczkę, które ostatnio zdarzały się nam coraz częściej - w świetle powyższych dowodów wypad do sklepu nie był zatem takim złym pomysłem, nawet jeśli szedłem tylko po długopis i paczkę żelek.
Uważnie spojrzałem na dziewczynę stojącą przede mną, co nie było trudne - deszcz ze wściekłością uderzał w chodnik, chowając wszystko za szarą zasłoną, tak więc nowa znajoma, schowana razem ze mną pod parasolką, była jednym z bardziej widocznych obiektów, nawet jeśli musiałem schylać głowę, by mieć z nią kontakt wzrokowy - ale do tego zdążyłem przywyknąć.
- Czemu nie pojechałaś autobusem? - zapytałem, zataczając wolną ręką krąg dookoła. - Uniknęłabyś ulewy, zwłaszcza skoro nie masz parasola. I łatwiej byłoby ci z tymi bagażami. I w ogóle... wszystko.
- Tak, i uniknęłabym też ochlapania wodą z parasola - kąciki jej ust uniosły się w lekko ironicznym uśmiechu, na co ja przewróciłem oczami i odpowiedziałem również uniesieniem wargi w górę, jednak mój grymas wyrażał raczej lekkie zakłopotanie niż złośliwość; cóż, było mi nieco głupio.
- Przepraszam, serio, nie miałem tego w planach - podrapałem się po głowie, wypuszczając z siebie powietrze.
- Naprawdę? Myślałam, że spędzasz tak każdą ulewę, oblewanie ludzi to przecież świetna zabawa! - tu akurat nie byłem pewien czy żartuje, czy mówi serio i się zirytowała. A może oba?
- Jesteś o to zła? Ym... wysuszę ci rzeczy! O, albo mam żelki! - na potwierdzenie wyciągnąłem z kieszeni paczkę i triumfalnie pomachałem nią przed twarzą dziewczyny. Niestety, miałem tam też portfel, który wysunął się i plasnął o chodnik, prosto w kałużę. Rzuciłem się i podniosłem go, nim przemoknął - miałem tam ostatnią wypłatę z lodziarni, za której część planowałem jutro zrobić zakupy. Wsunąłem go z powrotem do kieszeni i uniosłem wzrok w górę, po czym zakląłem cicho - ukucnąłem, nadal trzymając parasolkę, a dziewczyna aż tak niska nie była, więc nie dość, że jedna część zahaczyła o jej włosy - właśnie je wyplątała - to jeszcze znowu stała na deszczu.
Jej uniesione brwi mówiły wszystko. Pospiesznie wstałem i osłoniłem ją ponownie przed deszczem.
- Teraz raczej i tak bardziej nie zmoknę - westchnęła.
- Uroki deszczu - zaśmiałem się nieco sztucznie. Na Niemcy złote, dawno nie byłem tak zażenowany, zachowanie godne roztrzepanej panienki. - Ale czekaj! Potrzymaj parasolkę, to wyrównamy!
Wcisnąłem jej rączkę w dłoń i odskoczyłem poza zasięg materiału, wystawiając twarz na działanie bezlitosnych kropli deszczu - lały się strugami z nieba, więc po kilku sekundach byłem przemoczony do suchej nitki.
- No teraz to już w ogóle nie trzeba parasolki - zauważyła sucho.
- A tam, ma fajny wzorek. I tym razem będę uważał! Wziąć twoją walizkę tak w ogóle? Bo jeszcze kawałek jest.
- Jakoś dam radę.
- Ja też! Śmiało, i tak mam wolną rękę - po chwili wahania przejąłem rączkę i zacząłem ją ciągnąć; szum deszczu niemal zagłuszał jej wesoły stukot. - Swoją drogą, nadal nie odpowiedziałaś mi na pytanie -czemu nie pojechałaś autobusem?
- Dopiero co tu przyjechałam, nie znam miasta - wzruszyła ramionami.
- Przystanek chyba łatwiej znaleźć niż Green Hills, nie? - wskazałem na przeciwną stronę ulicy, gdzie właśnie zatrzymał się brzuchaty busik, połykając kilku trzęsących się przechodniów.
- Szłam w nawigacją. W rozkładach łatwo się pogubić.
- Coś w tym może być - pokiwałem głową i zaraz ją podniosłem: autobus, tym razem jadący w tę samą stronę, co my, podjechał na przystanek. Numer 176. Idealnie! Lubiłem deszcz,ale patrząc po naszym stanie, im prędzej znajdziemy się u celu, tym lepiej - Słuchaj, ale teraz jesteś ze mną, nie zginiemy i oszczędzimy sobie jakieś dwadzieścia minut drogi, wsiadamy!

< Lizawieta? Przepraszam,że dopiero odpisuję >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt