czwartek, 10 stycznia 2019

Od Nory CD Czeslava

Padłam na plecy, zatapiając się w poduszki, pościel oraz miękki kaptur mojego szlafroka. Telefon wraz z rękoma padł gdzieś na boki, a wzrok powędrował na sufit. Zauważyłam, że ostatnimi czasy bardzo często się na niego gapię, zupełnie jakbym chciała ujrzeć tam jakąś odpowiedź na nurtujące mnie pytania kąpiące się w mojej głowie dzień w dzień, ale za każdym razem, jak na niego patrzę, widzę tylko oślepiające światło lampy i kilka pajęczych kłębków w rogu pokoju.
Leżałam więc po raz kolejny, patrząc się w światło żarówki. Im dłużej skupiałam wzrok na jednym punkcie, tym wyraźniejsze stawały się druciki w jej środku, I nie uważałam to za nic przyjemnego, dopóki nie odwróciłam wzrok na ścianę. Kształt żarówki odbije się w każdym miejscu, na jakie patrzyłam. Nawet po zamknięciu oczu i przyłożeniu na nie dłoni, nie dawała mi spokoju. Westchnęłam głośno i obróciłam się na bok. Tak się złożyło, że spojrzałam na telefon. Oczami wyobraźni zobaczyłam moją wiadomość, która sprawiła, że ziarenko strachu zakłuło mnie w serce.
„Bo już się nigdy nie zobaczymy”
Oby to nie okazało się prawdą. Szczerze nie miałam pojęcia, co bym zrobiła, gdybym miała już nie zobaczyć Cześka. Jego towarzystwo było dla mnie czymś naprawdę ważnym. Polubiłam go… naprawdę go polubiłam. Przywiązałam się do niego, jak do osoby, której naprawdę mogę zaufać i tak właściwie dawno to zrobiłam. Jednak nie tylko w kwestii zaufania nie chciałam go stracić. Ches był i jest dla mnie wspaniałym towarzyszem. Nawet przy Isacu nie czułam się tak dobrze, jak przy nim. Te wszystkie wspólnie spędzone chwile… od razu wszystko zaczęło mi się przypominać od początku naszej znajomości.
Początek szkoły nieznajomi uczniowie, nieznajomi nauczyciele, nieznajome środowisko i on jeden, który doczepił się do mnie jak guma do buta. Gdy przyszedł do mnie na stołówce, pamiętam to, jak dziś. Przez jego natarczywość, zbyt dużą ilość energii i fakt, że każda osoba go znała, nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Wydawało mi się tylko rudym kurwikiem wkurwiającym ludzi. Ale z biegiem czasu moja postawa do niego się zmieniała. I jeśli ktoś te kilka miesięcy temu powiedziałby mi, że dziś, ja, Nora Paresky będzie tęsknić za Czeslavem Nesladkiem - największym łobuzem, flirciarzem i kurwikiem calusieńkiej akademii, wyśmiałabym go bez zastanowienia się.
Tęsknić…
Tak, czas to chyba przyznać przed samą sobą, bez bicia. Tęsknię za nim. Chciałabym wrócić do Green Hills, by móc się z nim spotkać, przytulić go, pomierzwić te rude kłaczki, wpatrywać się w te piękne oczy i szeroki uśmiech, sprawiający, że na mojej twarzy również się pojawiał. Jesteśmy od siebie tak daleko… a teraz nawet nie wiem, czy w ogóle się zobaczymy.

Wycierałam właśnie bawełnianą szmatą sztućce, które jak co roku ustawiałam przy talerzach na tym wigilijnym stole. Próbowałam się uporać z jedną plamą na spodzie łyżeczki, kiedy w kuchni doszedł mnie przeraźliwy trzask z krzykiem matki, a zaraz po tym jej wiązanka. Od razu odłożyłam widelec, ścierkę przewiesiłam przez oparcie krzesła i szybkim krokiem poszłam do kuchni.
Co roku musiało się coś u nas zbić, stłuc, spalić, przypalić, zmiażdżyć, zgnieść, rozwalić. Mogę nawet zaryzykować słowami, że to taka rodzinna tradycja. Co roku to samo, czy u babki, czy u pra babki, czy u pra pra babki - zawsze musiało pójść coś nie tak. W drodze do kuchni mogłam się tylko zastanawiać, co tym razem się stało.
Po wejściu do pomieszczenia zobaczyłam tylko kawałki szkła rozsypaną w mozaikę na całej powierzchni szarego grafitu i matkę wyciągającą szufelkę i miotełkę z szuflady pod zlewem.
– Wszystko w porządku? – spytałam. – Pomóc ci?
– Nie, nie, poradzę sobie, ale po prostu zaraz nie wytrzymam…
Zza progu wyszłam, zanim matka znowu zaczęła przeklinać na cały dom. Dobrze, że w tym roku były to tylko jakieś szklanki, a nie sałatka lub - brońcie bogowie - ciasto pieczone na ostatnią chwilę.

Na kolacji przy stole, przy którym siedziała tylko ciocia z wujkiem, babcia i znajomi rodziców oczywiście cała sytuacja sprzed kilku godzin została wyśmiana. Od razu przypomniały im się inne przypadki i tak rozmawiali, rozmawiali, dławiąc się niekiedy śmiechem. A ja tylko siedziałam, słuchałam, uśmiechnęłam się od czasu do czasu na słowa skierowane w moją stronę i skubałam widelcem sałatkę.
– Nora, nie baw się jedzeniem.
– Celaenaaa, zostaw ją – odezwał się wujek. – Chłopaka nie ma, to dziołcha nie ma z kim rozmawiać.
– Isac nie jest moim chłopakiem – przewróciłam oczami. Wujek zawsze lubił się droczyć, w przeciwieństwie do mnie. Znaczy… to nie tak, że nie lubię się droczyć. Czasami jest to zabawne, jednak jego sposób był dla mnie równie irytującey jak Czesiek po pierwszym spotkaniu. Odkąd rodzina dowiedziała się o Isacu ciągle spekulują, że jesteśmy parą… A najgorsze jest to, że wszystko właśnie podjudza wujek.
– Jest dorosła, może rozmawiać z nami – odezwała się matka.
– Oj no już – zaśmiała się ciocia Giną - bliska przyjaciółka matki. Lubiłam ją. W przeciwieństwie do mojej rodzicielki była śmieszna i dało się z nią pożartować. Podchodziła do życia nadzwyczaj luźno, przez co niekiedy bardzo wyraźnie było widać różnicę pomiędzy nią a matką. Mimo tych różnic dogadywały się - o dziwo - bardzo dobrze i to od kilkunastu dobrych lat. Zawsze byłam pełna podziwu, że ktoś potrafi wytrzymać z Celaeną dłużej niż godzinę.
W każdym razie Gina uratowała moją sytuację, sprytnie zmieniając temat na inny (zupełnie jak Czesiek). Całe towarzystwo znowu zapomniało o mojej obecności, co postanowiłam wykorzystać, wychodząc z pokoju. No dobra… niecałe towarzystwo. Po wstaniu z krzesła matka rzuciła mi tylko mordercze spojrzenie, ale nie odezwała się ani słowem. Mogłam się tylko modlić, żeby po kolacji nie zrobiła mi żadnej awantury…
Weszłam do pokoju i od razu padłam na łóżko zatapiając twarz w miękkiej poduszce. Nie marzyłam o niczym innym po za snem. Przypomniałam sobie o Cześku i o tym, że nie dałam mu żadnego znaku życia. Ciekawe, czy już dolecieli. Pewnie są już po kolacji... Przewróciłam się na bok i odpaliłam telefon. Przetarłam oczy od wewnętrznej do zewnętrznej strony, przechodząc powoli na skronie, masując je lekko. Zjebałaś, zdecydowanie zjebałaś. Zaczęłam scrollować nasze wiadomości w górę, docierając na ostatnią nieprzeczytaną. Nadrobiłam wszystkie dość sprawnie. Spojrzałam na górę czatu, chłopak był dostępny pięć godzin temu. Stuknęłam palcem w pole wiadomości i napisałam
< Jak coś to już jestem ^^
< Jak minęła podróż i kolacja?
< Jesteś?
< Jak coś to się odezwij
Po chwili wyłączyłam telefon i padłam z powrotem głową w poduszkę. Co jakiś czas zerkałam na telefon sprawdzając, czy chłopak przypadkiem nie napisał. Z minuty na minutę czułam, jak senność ogarnia moje ciało i kwestia zaśnięcia była już wręcz formalnością.

__________________

Ocknęłam się nad ranem. Pierwsze co chwyciłam za telefon, żeby sprawdzić godzinę. Była prawie czternasta. O na bogów, aż tyle spałam? Przełknęłam z trudem gęstą ślinę i sprawdziłam, czy nie ma żadnych wiadomości. Uśmiechnęłam się lekko, gdy okazało się, że czekała na mnie wiadomość od rudzielca.
> Fuck off.
Uniosłam brwi, po przeczytaniu tej wiadomości. A jemu co znowu odwaliło?
< Umm… Ches?
< Co jest?
> *burka*
< …
< Wejdziesz, chociaż na skype?
> *burka*
< No weź…
> Pff…
< Nie każ się przekonywać
< Będziesz tego później żałował...
> Niech ci będzie.
Wybudziłam laptopa i postawiłam go przed sobą. Z satysfakcją czekałam na dźwięk nadchodzącego połączenia. Odebrałam z uśmiechem na sercu i przywitałam się z rudzielcem.
– No hej, leniuchu. Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt – uśmiechnęłam się szerzej na jego widok. Niestety banan na ryjku nie potrwał długo. Chłopak skrzyżował ręce na piersi i burknął, przy okazji obdarowując mnie morderczym spojrzeniem.
– Patrzysz się teraz na mnie jak matka…
Kolejny burk.
– Oj no weź… ja ci tu składam życzenia, a ty mnie oburkowujesz.
Burk.
Westchnęłam cicho i podparłam głowę na dłoni. Pokręciłam łebkiem i uśmiechnęłam się mimowolnie. Wyglądał dość zabawnie w takiej pozycji. I ten zmarszczony nos za rudymi kosmykami.
– Głupek z ciebie… ale no… Ches, przepraszam… – spuściłam na chwilę wzrok. Zaczęłam się tłumaczyć, zaczynając od tego, że matka potrzebowała mojej pomocy (co oczywiście było kłamstwem) po zajęcie się przygotowaniami, wypadkiem w kuchni i kilku godzinnym zakazem opuszczania stołu, dopóki wszyscy się nie najedzą. Miałam tylko nadzieję, że chłopak nie będzie się długo gniewać… dopiero teraz zauważyłam, że wyszło bardzo źle z mojej strony.

Ches?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt