piątek, 11 stycznia 2019

Od Nory CD Czeslava

I znowu zniknął. Tak po prostu. Przynajmniej tym razem się pożegnał, ale co z tego? Ukłucie w serduszku pozostało. I jeszcze te dziwne teksty… pisał jak nie on, jakbym rozmawiała z zupełnie obcym człowiekiem. Może to moja wina? Może coś źle zrobiłam? Oh nie… byle ta noc minęła jak najszybciej. Obym się obudziła rano i wszystko było w porządku - z taką myślą starałam się zasnąć.
„Będzie dobrze”, „jeszcze się do ciebie odezwie”, „Nie zostawi cię”.
Na moje nieszczęście ten poranek nie był dla mnie niczym przyjemnym. Zupełnie jak poniedziałek kilka minut przed szkołą. Nie miałam w ogóle ochoty otwierać oczu, wstawać, jeść, pić. Chciałam, by ten dzień skończył się tak samo szybko jak rozpoczął. Niestety chcieć nie znaczy móc. W głowie cały czas siedziała mi sytuacja z nocy, dodatkowo przedramię dawało o sobie znać, a czekała mnie jeszcze rozmowa z ojcem… Istniał cień szansy, że chociaż on będzie mieć czas wolny i tak jak ustalaliśmy, tak do niego pojadę, jednak silniejsze od cienia jest światło. Nie musiałam nawet do niego dzwonić, by wiedzieć, że i tak do niego nie przyjadę. Jego pracodawcy zawsze mi go odbierają w najlepszych momentach. Akurat Święta… jakby nie mogli się zebrać wcześniej lub później. Nie, bo nagle wszyscy przypominają sobie, że chcą to, to i to. A mój ojciec w piątki, świątki to wszystko musiał wykonywać. Poczułam do niego ogromny żal, a jeszcze większy, gdy faktycznie okazało się, że z wyjazdu nici. Przyznam się, że wtedy pękłam. Siedziałam w pokoju, rycząc w poduszkę, ponieważ drugi rok z rzędu nie udało mi się spotkać z tatą. To było tak cholernie bolesne. Najlepsza osoba z rodziny po raz kolejny nie miała dla mnie czasu… Podczas rozmowy z ojcem próbowałam go nawet przekupić, że gdy on będzie w pracy, ja zajmę się sobą, jednak jego siła argumentów była zdecydowanie mocniejsza. Nie zgodził się. Nie ważne, jak bardzo by mnie przepraszał, on się po prostu nie zgodził, i to bolało najbardziej.
Z łóżka wygonić się mnie nie udało, dlatego też matka wyszła z domu na jarmark sama. I dobrze. Nie miałam ochoty iść tam, mając dobry humor, a teraz… najchętniej poszłabym spać dalej. I jak pomyślałam, tak też uczyniłam, bo w głębokim już przygnębieniu przespałam tak do późnego popołudnia.


– Na pewno masz wszystko? – zapytała matka.
– Tak, nam – uśmiechnęłam się do niej niemrawo.
– I nie chcesz zostać dłużej? Zawsze można przebookować bilet.
– Nie, wrócę do akademii, zobaczę jak wygląda nowy oddział, posiedze ze znajomymi, bo nie wszyscy wyjechali.
– No dobrze, to uważaj na siebie i daj znać jak wylądujecie. – matka przytuliła mnie mocno, co odwzajemniłam.
Eh, często bywała wredna, ale jeśli już okazuje swoją miłość, to już to wykorzystam, tak na miłe dowidzenia, bo nie ma nic gorszego niż rozstawać się w konflikcie.
Pożegnanie nie trwało długo. Jako że moja decyzja, by wrócić do akademii (Cześka) wcześniej została podjęta dość spontanicznie, a bilet kupiony w ostatniej chwili, nie miałam też czasu na spędzeniu ostatnich chwil z rodzicielką w spokoju. Może i nawet wyszło to na lepsze. Rozstaliśmy się bez żadnych kłótni, a więc mogę śmiało powiedzieć: MISSION COMPLETE.


Otworzyłam złotawym kluczykiem drewniane drzwi i weszłam do środka. Wow. Pokój tutaj, w Szkocji był o wiele piękniejszy niż ten w Irlandii. Wydawał się znacznie przestrzenny i przyjemny, jakby ktoś oddał mu duszę przy jego tworzeniu. Coś w nim było… Weszłam głębiej i postawiłam walizkę pod łóżkiem, a skórzaną torbę rzuciłam na białą pościel. Obróciłam się wokół własnej osi, podziwiając to miejsce. I oh, Czesiek miał rację… faktycznie jest kominek.
 „A propos Cześka, pragnę przypomnieć, że przyjechałaś tu dla niego”
Właśnie. Czesiek. Mój najwspanialszy rudzielec świata…
Wyszłam w pokoju, ruszając prosto do męskiej części akademiku. Po drodze spytałam woźnego o osobę, której szukałam i numer jej pokoju. Po ładnym uśmiechu, i zamruganiu cielęcym oczkami, dowiedziałam się gdzie przebywał. Podziękowałam więc i ruszyłam pośpiesznie.
– jesteś pojebana, jesteś pojebana, jesteś po-je-ba-na – przez całą drogę nuciłam te słowa w głowie. A kiedy w końcu dotarłam, wszystko ucichło.
Naciągnęłam rękawy bluzy bardziej na dłonie i zapukałam dwa razy. Po powtórnym wykonaniu czynności, przypomniało mi się, że rudzielec mało kiedy zamyka drzwi, więc może by ten fakt wykorzystać?
Nacisnęłam klamkę. Serce zabiło dziwnie szybciej, gdy ta ustąpiła, a drzwi otworzyły się. Weszłam do pokoju cicho, by nie obudzić - jak się okazało - śpiącego Cześka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Bełt